środa, 24 sierpnia 2016

Draco & Coco - część II


Hejka :) oto kolejny rozdział historii o Draco i Coco

Zapraszam do lektury.



Rozdział II


I znowu minął kolejny durny dzień w tej szkole. Dlaczego musiałem tu trafić? Wolałem Durmstrang. To jest przegięcie, nie dość, że ci idioci ciągle za mną chodzą, to muszę oglądać tą szlamę Granger i codziennie chodzić to tej pieprzonej szafki. Jakby się tak dłużej zastanowić, mogłem nie zawierać tego paktu. Miałbym teraz spokój. Przynajmniej profesor Snape jest w miarę ogarnięty, wie co i jak.
Tej nocy nie mogłem zasnąć, przez ten upał za dnia, w nocy szalała mocna burza. W dodatku myślałem o tej dziewczynce. Ostatniej nocy pożegnaliśmy się w gniewie. Pożegnaliśmy się? Nie. Uciekła ode mnie, myśląc że chcę ją skrzywdzić. Nawet dzieci się mnie boją lub nie chcą ze mną przebywać. No bez przesady. Nic mi nie zrobiła, oprócz tego buziaka. Nie jestem o to zły, raczej miło było poczuć to ciepło.

Nie zwróciłem nawet uwagi, ale tym razem znalazłem się w innym miejscu. Tym razem, byłem w jakimś mieście. Siedziałem na ławce, tak samo ubrany jak ostatnio. Wstałem i poszedłem do najbliższego miejsca, gdzie byli ludzie. Zawitałem do baru, poprosiłem o szklankę wody, usiadłem przy barze, przy którym jacyś mężczyźni rozmawiali o czymś. Nie wsłuchiwałem się, ponieważ nie interesowało mnie to, aż do momentu, kiedy jeden z nich wymówił znajome mi imię.
- „Ten las jest opętany, nie słyszałeś o tym? Żyje tam potwór. Stary, nie zbliżaj się do tego miejsca!” - rzekł starszy siwy facet. Wtrąciłem się i zapytałem czy chodzi o ten las, gdzie jest leśna polana. Na to ten drugi mi odpowiedział.
- „Dokładnie, chłopcze. Ludzie powiadają, że mieszka tam straszydło. Kilka lat temu kilku śmiałków wybrało się na biwak na tą polanę. Ślad po nich zaginął. Od tamtego czasu nikt tam nie zagląda.”
Straszydło? Od razu pomyślałem o Coco. Ona potworem? Hahaha, to niewinne dziecko potworem?! Aż żal było ich dalej słuchać, wyszedłem z baru i błąkając się ulicami miasta, znalazłem drogę, prowadzącą do polany. Miałem nadzieję, że ona tam nadal będzie. Nie chciałem wierzyć w to, co ci pijaki mówili, ale dla pewności chciałem zapytać o to Coco.Na szczęście szybko znalazłem drogę i ową polanę, a na jej środku była dziewczynka. W tej samej szarej i brudnej sukience co wczoraj. Bawiła się z leśnymi zwierzętami, które nawet się nie spłoszyły jak do nich podszedłem. Stałem tam nad nią niedługo, kiedy to się odezwała do mnie swoim cichym głosem.
- Myślałam, że dzisiaj nie przyjdziesz. Przepraszam za wczoraj.
- Nie przepraszaj, to przeze mnie tak zareagowałaś. Nie chciałem Cię skrzywdzić, ani nic z tych rzeczy. Przecież nic złego nie zrobiłaś. - usiadłem obok niej, zauważyłem, że lekko się zarumieniła.
- No ale, zaatakowałam Cię.
- Chodzi ci o tego buziaka? - spuściła wzrok, a ja nieświadomy swoich czynów poklepałem ją po jej czuprynie – Głupiutka, nie masz za co przepraszać. Takie rzeczy są jak najbardziej na miejscu. Ludzie tak robią.
- Ja nie wiem. Od kilku długich lat mieszkam w tym lesie. To mój dom, nie ma w nim żadnych ludzi, jedynymi, których znam to te zwierzęta, no i teraz Ty oczywiście. Kiedy zobaczyłam w twoich oczach strach, pomyślałam, że jeśli to zrobię to się ucieszysz.

Zamurowało mnie, a jednak ci ludzie mieli rację. To ona była tym „potworem” z lasu. Niestety źle to zinterpretowali. Coco jest tylko małą zagubioną dziewczynką, żyjącą z dala od cywilizacji. Nie wiem czemu, ale przypomina trochę mnie. Jeśli chodzi o kontakt z innymi jesteśmy do siebie podobni. Chyba zaczynam ją coraz bardziej lubić.
- Coco.. - wstałem i wyciągnąłem rękę w jej stronę, ona zaś ze zdziwieniem popatrzyła w moja stronę – wstań za chwilę.
Podała mi swoją drobną rączkę, wstała. Wyjaśniłem jej, że chciałbym coś jej dać i ma zamknąć na moment oczy. Była niepewna, ale zapewniłem ją, że nic złego jej nie zrobię. Dodałem, że to będzie prezent w ramach podziękowań za to, że ją poznałem. Posłusznie zamknęła oczy, wyciągnąłem różdżkę i „wycelowałem” w nią, po czym wypowiedziałem zaklęcie. Coco zamiast szarej i podartej kiecki miała teraz ładną błękitną sukienkę w białe kwiatki, włosy splotły się w długi warkocz, a na nogach miała teraz czarne trzewiczki. Kiedy otworzyła oczy, zaniemówiła. Była uradowana, popłakała się nawet z radości, ładnie mi podziękowała i od tamtego momentu miała cały czas uśmiech na twarzy.
- Dziękuję Ci, Draco. Ta sukienka jest śliczna.
- Nie ma za co. Podkreśla kolor twoich oczu. - a były one niebieskie rzecz jasna.
Powiał wiatr, niósł on jakieś odgłosy. Usłyszałem jakby głos Goyle'a, który mnie wołał. Niechętnie musiałem się pożegnać z Coco, z którą spędziłem kolejne miłe godziny.
- Coco mój czas dzisiaj się skończył. Muszę już wracać. - popatrzyła na mnie ze smutkiem – Nie martw się, niebawem przyjdę znowu.
- Obiecujesz? - odpowiedziałem jej, że tak. Kierując się w stronę drzew zniknąłem z miłego miejsca i powróciłem do szarej rzeczywistości. Jedynym plusem tego nadchodzącego dnia był mecz Quidditcha, między Slytherinem a Gryffindorem. Tym razem byłem pewny wygranej, w końcu jestem najlepszym szukającym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz