Hejka :) oto kolejny rozdział historii o Draco i Coco
Zapraszam do lektury.
Rozdział II
I znowu minął
kolejny durny dzień w tej szkole. Dlaczego musiałem tu trafić? Wolałem
Durmstrang. To jest przegięcie, nie dość, że ci idioci ciągle za mną chodzą, to
muszę oglądać tą szlamę Granger i codziennie chodzić to tej pieprzonej szafki.
Jakby się tak dłużej zastanowić, mogłem nie zawierać tego paktu. Miałbym teraz
spokój. Przynajmniej profesor Snape jest w miarę ogarnięty, wie co i jak.
Tej nocy nie
mogłem zasnąć, przez ten upał za dnia, w nocy szalała mocna burza. W dodatku
myślałem o tej dziewczynce. Ostatniej nocy pożegnaliśmy się w gniewie.
Pożegnaliśmy się? Nie. Uciekła ode mnie, myśląc że chcę ją skrzywdzić. Nawet
dzieci się mnie boją lub nie chcą ze mną przebywać. No bez przesady. Nic mi nie
zrobiła, oprócz tego buziaka. Nie jestem o to zły, raczej miło było poczuć to
ciepło.
Nie zwróciłem
nawet uwagi, ale tym razem znalazłem się w innym miejscu. Tym razem, byłem w
jakimś mieście. Siedziałem na ławce, tak samo ubrany jak ostatnio. Wstałem i
poszedłem do najbliższego miejsca, gdzie byli ludzie. Zawitałem do baru,
poprosiłem o szklankę wody, usiadłem przy barze, przy którym jacyś mężczyźni
rozmawiali o czymś. Nie wsłuchiwałem się, ponieważ nie interesowało mnie to, aż
do momentu, kiedy jeden z nich wymówił znajome mi imię.
- „Ten las jest opętany, nie
słyszałeś o tym? Żyje tam potwór. Stary, nie zbliżaj się do tego miejsca!” -
rzekł starszy siwy facet. Wtrąciłem się i zapytałem czy chodzi o ten las, gdzie
jest leśna polana. Na to ten drugi mi odpowiedział.
- „Dokładnie, chłopcze. Ludzie
powiadają, że mieszka tam straszydło. Kilka lat temu kilku śmiałków wybrało się
na biwak na tą polanę. Ślad po nich zaginął. Od tamtego czasu nikt tam nie zagląda.”
Straszydło? Od
razu pomyślałem o Coco. Ona potworem? Hahaha, to niewinne dziecko potworem?! Aż
żal było ich dalej słuchać, wyszedłem z baru i błąkając się ulicami miasta,
znalazłem drogę, prowadzącą do polany. Miałem nadzieję, że ona tam nadal będzie.
Nie chciałem wierzyć w to, co ci pijaki mówili, ale dla pewności chciałem
zapytać o to Coco.Na szczęście szybko znalazłem drogę i ową polanę, a na jej
środku była dziewczynka. W tej samej szarej i brudnej sukience co wczoraj.
Bawiła się z leśnymi zwierzętami, które nawet się nie spłoszyły jak do nich
podszedłem. Stałem tam nad nią niedługo, kiedy to się odezwała do mnie swoim
cichym głosem.
- Myślałam, że dzisiaj nie
przyjdziesz. Przepraszam za wczoraj.
- Nie przepraszaj, to przeze mnie
tak zareagowałaś. Nie chciałem Cię skrzywdzić, ani nic z tych rzeczy. Przecież
nic złego nie zrobiłaś. - usiadłem obok niej, zauważyłem, że lekko się
zarumieniła.
- No ale, zaatakowałam Cię.
- Chodzi ci o tego buziaka? -
spuściła wzrok, a ja nieświadomy swoich czynów poklepałem ją po jej czuprynie –
Głupiutka, nie masz za co przepraszać. Takie rzeczy są jak najbardziej na
miejscu. Ludzie tak robią.
- Ja nie wiem. Od kilku długich
lat mieszkam w tym lesie. To mój dom, nie ma w nim żadnych ludzi, jedynymi,
których znam to te zwierzęta, no i teraz Ty oczywiście. Kiedy zobaczyłam w
twoich oczach strach, pomyślałam, że jeśli to zrobię to się ucieszysz.
Zamurowało mnie,
a jednak ci ludzie mieli rację. To ona była tym „potworem” z lasu. Niestety źle
to zinterpretowali. Coco jest tylko małą zagubioną dziewczynką, żyjącą z dala
od cywilizacji. Nie wiem czemu, ale przypomina trochę mnie. Jeśli chodzi o
kontakt z innymi jesteśmy do siebie podobni. Chyba zaczynam ją coraz bardziej
lubić.
- Coco.. - wstałem i wyciągnąłem
rękę w jej stronę, ona zaś ze zdziwieniem popatrzyła w moja stronę – wstań za
chwilę.
Podała mi swoją
drobną rączkę, wstała. Wyjaśniłem jej, że chciałbym coś jej dać i ma zamknąć na
moment oczy. Była niepewna, ale zapewniłem ją, że nic złego jej nie zrobię.
Dodałem, że to będzie prezent w ramach podziękowań za to, że ją poznałem.
Posłusznie zamknęła oczy, wyciągnąłem różdżkę i „wycelowałem” w nią, po czym
wypowiedziałem zaklęcie. Coco zamiast szarej i podartej kiecki miała teraz
ładną błękitną sukienkę w białe kwiatki, włosy splotły się w długi warkocz, a
na nogach miała teraz czarne trzewiczki. Kiedy otworzyła oczy, zaniemówiła.
Była uradowana, popłakała się nawet z radości, ładnie mi podziękowała i od
tamtego momentu miała cały czas uśmiech na twarzy.
- Dziękuję Ci, Draco. Ta sukienka
jest śliczna.
- Nie ma za co. Podkreśla kolor
twoich oczu. - a były one niebieskie rzecz jasna.
Powiał wiatr,
niósł on jakieś odgłosy. Usłyszałem jakby głos Goyle'a, który mnie wołał.
Niechętnie musiałem się pożegnać z Coco, z którą spędziłem kolejne miłe
godziny.
- Coco mój czas dzisiaj się
skończył. Muszę już wracać. - popatrzyła na mnie ze smutkiem – Nie martw się,
niebawem przyjdę znowu.
- Obiecujesz? - odpowiedziałem
jej, że tak. Kierując się w stronę drzew zniknąłem z miłego miejsca i
powróciłem do szarej rzeczywistości. Jedynym plusem tego nadchodzącego dnia był
mecz Quidditcha, między Slytherinem a Gryffindorem. Tym razem byłem pewny wygranej,
w końcu jestem najlepszym szukającym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz