czwartek, 22 września 2016

Draco & Coco - część VI




Rozdział VI



Wtedy Amelia wstała, ja także. Chwyciła mnie za rękę, którą wcześniej mi wyleczyła i zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli moi rodzice i Bellatrix. Kiedy nas zobaczyli, byli w szoku. Ojciec od razu poznał Ami, matka trochę później. Chcieli zacząć krzyczeć, że „co ona tu robi?! Ta wieśniaczka z Tobą!?”. Siostra matki się bardzo zdenerwowała i chciała rzucić zaklęcie na Ami, ale ona była szybsza. Bez użycia różdżki rozbroiła świruskę i w jednej sekundzie znaleźliśmy się na leśnej polanie. Trójka śmierciożerców przeciwko naszej dwójce, a raczej Ami, niezbyt wyrównana walka. Odsunęła mnie od siebie i kazała stanąć za nią.
- Nie pozwolę ci walczyć przeciwko własnej rodzinie, to niegodne zachowanie dla czarodzieja.
- Jak śmiesz nas wyzywać na pojedynek?! – odezwała się Bellatrix – Draco w tej chwili przyjść do mnie!
- Draco nie jest waszą marionetką. Może robić co chce.
- Ty bachorze, jak śmiesz podnosić na nas różdżkę. – Bell chciała rzucić na Ami zaklęcie Cruciatus, chciałem ją powstrzymać, ale Amelia wyciągnęła rękę do przodu i poruszyła tylko palcem, a Bellatrix nie dość, że stanęła jak posąg to jej różdżka została połamana. Moja matka też chciała użyć klątwę w naszą stronę, ale jedno spojrzenie Ami w ich stronę pozbawiło moich rodziców chęci do dalszej walki.
- Dla jasności, nie bawię się machaniem kijkiem. – z Ami zaczęła emitować czarna energia, po raz drugi coś takiego zobaczyłem. Pierwszy raz jak Coco krzyczała na mnie w ogrodzie. Na jej ręce pojawił się znak, wypowiedziała coś po łacinie i wtedy pojawił się olbrzymi wilk. - Wolę czystą magię i moc.
- Po co mnie wzywasz?
- On gada? – zdziwił się mój ojciec i ja również.
- Oczywiście ofermo. Jestem demonem i zniszczę każdego, kto spróbuje tknąć tę dziewczynę. – spojrzałem na Ami.
- Spokojnie, Kira jest po mojej stronie. Wygląda na groźnego, ale tam w środku to miły zwierzak jest.
- Ami przeginasz. Gadaj po co mnie wezwałaś.
- Chciałam im pokazać z kim mają nie zadzierać. – spojrzała teraz na moich starych – Co, zatkało? Czarodzieje z biedniejszych rodzin często są silniejsi od rodzin waszego pokroju. Dzięki moc Kiry, którą dysponuję, mogę zniszczyć wszystkich tych, którzy nie cierpią osób takich jak ja.
- Ami, czy ty przypadkiem...?
- Spokojnie, Draco. Kira jest moim przyjacielem. Nie jestem opętana ani nic z tych rzeczy. Zawarliśmy pakt przyjaźni, dzięki któremu mogę w każdej chwili korzystać z jego mocy.
- Ej dziewczę, może się przyłączysz do czarnego pana, co? Jesteś silna, taka jak ty nam się przyda. – powiedziała Bellatrix. Ojciec upierał się z nią, że takich jak Amelia nie potrzebują.
- Ami.. – zawołałem ją, Kira już zniknął i matka mnie wołała do siebie.
- Draco, chodź tu. W tej chwili tu podejdź!
- … - spojrzałem na Ami, ona odpowiedziała z uśmiechem – To twój wybór, nie będę Cię zmuszać do niczego.
- Rozumiem – stałem chwilę w milczeniu, aż w końcu zdecydowałem – Dziękuję, że znowu Cię zobaczyłem.
Zrobiłem krok do przodu, popatrzyłem na rodziców i ciotkę.
- Wiem, że to się nie spodoba nikomu z was, ale.. – wytrąciłem im „kijki” z rąk, odwróciłem się w stronę Ami, przyciągnąłem ją do siebie i na ich oczach pocałowałem, po czym dodałem.
- Rezygnuję z bycia śmierciożercą, zmieniam swoje dotychczasowe poglądy. I czy to wam się podoba czy nie, macie zaakceptować Amelię jako moją przyjaciółkę i dziewczynę.
Ami była mile zaskoczona, nie spodziewała się tego po mnie. Przytuliła się do mnie. Ojciec wrzeszczał, że się nie zgadza z moją decyzją.
- W takim razie odsunę się od rodziny i zrezygnuję z dziedzictwa Malfoy’ów.
- Nie możesz!
- Założymy się? – zabrałem Ami daleko od nich, zamknęliśmy się w moim pokoju na resztę dnia. Rodzina musiała się pogodzić z moim wyborem, bo ja zdania nie zmienię. W końcu po tylu latach odzyskałem moją Emalię. Nie pozwolę jej znowu odejść, nie po tym jak się w niej zakochałem. 

poniedziałek, 12 września 2016

Draco & Coco - część V




Rozdział V




Nadszedł dzień wypełnienia mojego zadania. Byłem na wieży astronomicznej i miałem zabić dyrektora, jednak nie udało mi się. Profesor Snape zrobił to za mnie. W tamtej chwili żałowałem, że jestem śmierciożercą. Razem z innymi uciekłem, po powrocie do domu zamknąłem się w pokoju. Pogrążyłem się w żalu i nostalgii. Nikogo nie chciałem widzieć. Wolałem zniknąć z tego świata. Gdyby Coco była tu, wiedziała by jak mnie pocieszyć.
- Cholera! Po co na nią wtedy nakrzyczałem?! – uderzyłem pięścią w ścianę. Zabolało, chyba złamałem kości, nie mogłem ruszać dłonią.
- Mam za swoje, zasłużyłem na to.
- Na nic nie zasłużyłeś, Draco. – usłyszałem znajomy głos, ale bardziej dojrzały. Podniosłem wzrok, stała przede mną dziewczyna w moim wieku. Nie kojarzyłem jej z wyglądu, ale czułem, że jest mi bliska. Wtedy spojrzałem na jej sukienkę, błękitna w białe kwiatki, ona jednak była szatynką.
- Co..co?
- Powinieneś bardziej na siebie bardziej uważać, wiesz? – delikatnie ujęła moją bolącą dłoń, by następnie owinąć ją w jakiś szalik. Potem podniosła ją do góry i ucałowała, a ból zniknął od razu.
- Nadal boli?
- … - patrzyłem na nią zaskoczony. Przecież ona nie umiała czarować – Ale jak? Dlaczego? Przecież Ty..
- Nie umiem czarować? No tak nie do końca. W twoich snach nie umiałam, to prawda. Musiałam się ukrywać, byś mnie nie rozpoznał.
- ...? - o czym ona mówi.
- Pewnie mnie nie pamiętasz. Kto by chciał pamiętać o brzydkiej dziewczynie z biednej rodziny, której nie było stać nawet na nowe ubrania a co dopiero mówić o jedzeniu. Prawie mnie rozpoznałeś w ogrodzie różanym...
- Pamiętam! Jak mógłbym zapomnieć – rozpłakałem się – Amelia, to ty?
Przybliżyła się do mnie, otarła mi łzy i przytuliła, po czym usiadła przy mnie dalej mnie uspakajając.
- Cieszę się, że mnie pamiętasz. Ja nigdy Cię nie zapomniałam. Próbowałam się z tobą skontaktować, spotkać, ale za każdym razem twoi rodzice mi przeszkadzali. Do szkoły też nie mogłam chodzić, bo nie miałam pieniędzy. Uczyłam się w domu, do perfekcji nauczyłam się przewidywać przyszłość. w wolnych chwilach pracowałam, pomagałam rodzicom, zajmowałam się dziećmi innych ludzi mugoli. Pewnego dnia usłyszałam, że dołączyłeś do śmierciożerców. Zaskoczyło mnie to, byłam na ciebie zła. Jednak prof. Dumbledore zdradził mi, co planuje Czarny Pan.
- Dyrektor? – zapytałem ze zdziwieniem.
- Jest znajomym mojej rodziny. Pomógł mi, kiedy moi rodzice zachorowali. We wakacje pracowałam u profesora Snape’a. W te ferie zimowe poprosiłam go by mnie nauczył zapomnianej starodawnej techniki wchodzenia w podświadomość osób. Chciałam cię ostrzec przed tym co miało nastąpić. Nawiedzałam Cię w twoich snach, jako takie „sumienie” by Cię odmienić.
- Nie udało się.
- Wręcz przeciwnie, dzięki twojej kłótni z Coco nie potrafiłeś się skupić na zadaniu i poległeś, o to mi właśnie chodziło. Miałeś nie zabijać dyrektora Dumbledore'a, bo nie ty miałeś to zrobić. Musiałam zniknąć na jakiś czas byś myślał bardziej nad Coco niż nad zadaniem. Zamierzałam się znowu pojawić jako dziewczynka w twoich snach, ale jak zobaczyłam Cię w tym stanie, musiałam się zjawić jako prawdziwa ja.
- Dziękuję ci.
- Nie masz za co. – trochę się uspokoiłem przy niej. Usiadłem naprzeciw niej i dalej mi opowiadała, a raczej wyjaśniała bo wszystko co mówiła mi jako Coco to była czysta prawda.
- Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec Was przekupił.
- Próbował, ale tata nie zatrzymał tych pieniędzy.
- Dlaczego?
- Woleliśmy oddać je biedniejszym.
- Cała Emalia. – uśmiechnęła się na to przezwisko. Cieszyłem się ze była znowu przy mnie. –Wiesz, że nie możesz tu zostać. Mogą Ci coś zrobić, nie wybaczę sobie, jeśli coś Ci się stanie.



I jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że był udany :)

Pozdrawiam :)


czwartek, 8 września 2016

Draco & Coco - część IV



Hejka, oto kolejny rozdział :)


Rozdział IV


Od tego incydentu minął miesiąc. Przez cały ten czas w snach spędzałem czas z Coco, opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszej przeszłości i o problemach. Przy niej mogłem być sobą, zwierzałem jej się ze wszystkiego, uważnie mnie słuchała a później starała się pocieszyć albo coś doradzić. Jak na swój wiek wiedziała dużo o życiu. Pewnego dnia odważyłem się powiedzieć Coco o moim zadaniu. Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami, co robię, co kazano mi zrobić, jakie mam obawy. Dlaczego jestem wybrany do tego zadania, i tak dalej. W głębi serca czułem, że jest za mała by to zrozumieć, ale starała się ze wszystkich sił „przyjąć to na klatę”. Miałem w niej oparcie, była moim ostoją w trudnych chwilach. Jedno jej zdanie sprawiło, że miałem więcej siły by walczyć, a brzmiało ono tak:
- „ Z chęcią bym Ci w tym pomogła, niestety jestem wytworem twojej jaźni, i żyję w twoich snach”.
Jakimś cudem, Coco stawała się być dla mnie kimś więcej, niż tylko postacią ze snów. Czułem jakbym ją znał od dawna. Dzięki tej małej blondwłosej dziewczynce zrozumiałem egzystencję świata, a także zacząłem patrzeć na ludzi z mniejszą pogardą. Przez ten miesiąc wydarzyło się więcej absurdalnych rzeczy niż przez cały rok nauki w Hogwarcie.
Nadchodził czas egzaminów, podczas snów uczyłem się razem z Coco, która bardzo mi pomagała. Testy pozdawałem na przyzwoitym poziomie, niestety gorzej było z częścią praktyczną, przez co byłem dość nieokrzesany, atakowałem każdego, kto stanął mi na drodze. Następnego dnia mieliśmy egzamin w plenerze. Profesor Snape zabrał nas do zakazanego lasu. Mieliśmy znaleźć rzadkie rośliny, oczywiście nie miałem najmniejszej ochoty tego robić, ale w końcu było to zaliczenie przedmiotu. Trzeba było się skoncentrować. Niestety przeszkadzali w tym Crabb i Goyle, którzy wszczęli bójkę z Granger i Weasley. Jakimś cudem znalazłem się pośrodku zamieszania, przez co Snape mnie także ukarał. Kara była surowa, dwójkę naszych i rudzielca skazał na ciężkie prace. Ja i szlama mieliśmy spędzić kilka godzin w lochach, pełnych węży i pająków. Ja z nią? To chyba jakieś żarty. Zabrano nam różdżki. Miałem z nią tam siedzieć do rana, na szczęście w nocy spędzałem czas z Coco, więc może dzisiaj jakoś mi się upiecze. Nie miałem zamiaru z nią gadać, ale jak zobaczyłem, że nawet w lochach chce czytać, nie mogłem się powstrzymać.
- Ty na serio nie masz nic innego do roboty tylko czytasz i czytasz – na to odparła.
- Wolę czytać niż myśleć, że miałoby mnie tu coś zaatakować. – zażartowałem sobie czy po ciemku będzie czytać a ona nic nie odpowiedziała, bo miałem racje. W wtedy mnie ruszyło i wyczarowałem światło.
- Skąd ją masz? Przecież nam zabrano.
- Zawsze mam zapasową poza tym coś mi chodziło po nodze. A pająki boją się światła. – była zaskoczona – Nie tylko ty jesteś wszechwiedząca, Granger.
- …
- Co?
- Nie nazwałeś mnie szlamą. Dlaczego?
- Monotonność jest nudna.
- Wiesz, Draco? Jakbyś nie był taki egocentryczny, cyniczny i podobny do swego ojca byłbyś nawet do wytrzymania. – zapytałem co to miało znaczyć a ona na to – Przez wpływ twoich rodziców na Ciebie jesteś arogancki i nie dostrzegasz jak inni chcą się do Ciebie zbliżyć.
Pomyślałem w tym momencie o Coco, jej jednej na to pozwoliłem. Granger kontynuowała:
- Patrzysz na resztę z góry. Czy ty kiedykolwiek miałeś przyjaciół nie licząc tej dwójki co za tobą wszędzie chodzi?
- Miałem…
- A to nowość.
- Ale jak rodzice się o tym dowiedzieli, kazali jej się do mnie nie zbliżać, bo pochodziła z biedniejszej rodziny niż moja.
Czekaj chwila, skądś kojarzę tą historię.„Kiedy miałam 5 lat, moi rodzice popadli w długi, zbankrutowali” Coco? Ale jakim cudem? „. Ktoś podał im pomocną dłoń ale zapłatą za to byłam ja. Sprzedali mnie, własne dziecko. Ten człowiek okazał się bogatym psychopatą i pijakiem”. Cholera, mój ojciec jest bogaty, trochę mu psycha tez siadła. Nie, to niemożliwe. To nie może być ona, nawet niepodobna. Ale jeśli to prawda, to dlaczego nic nie powiedziała.
- Idę spać. - powiedziałem do Granger, odwróciłem się w drugą stronę i próbowałem zasnąć. Jak na złość, było ciężko zmrużyć oko, po 15 minutach udało mi się zasnąć. Trochę minęło zanim trafiłem do wyśnionego miejsca. Nie był to ani las, ani szkoła, tylko… mój dom? Nie wiedziałem od czego zacząć, musiałem sobie przypomnieć dzieciństwo. Ostatni raz kiedy ją widziałem, no tak był to ogród. Pobiegłem czym prędzej do ogrodu różanego, jakimś trafem stała tam Coco.
- COCO!? - krzyknąłem ale ona się nie odwróciła. Podszedłem do niej na odległość 2 metrów i zatrzymałem się. Kucała przy krzewie, na którym jedna z róż zwiędła.
- Mimo iż te kwiaty są piękne, to są podatne na zranienia i mrozy, prawda? - przytaknąłem – Szkoda takiego piękna.
- Coco, musimy pogadać. Mogłabyś mi jeszcze raz powiedzieć o tym, jak zamieszkałaś w lesie. Proszę opowiedz to jeszcze raz, ale ze szczegółami. Pamiętasz kim był ten człowiek, który pomógł twoim rodzicom „kupują” Cię?
- Nie pamiętam zbyt dobrze, był wysoki i dobrze ubrany.
- Coco, szczegóły proszę. To ważne. - opowiedziała to co potrafiła, a ja już byłem pewny kim ona jest.
- Draco o co Ci chodzi?! Byłam mała, nie pamiętam kto to był. Co się stało?
- Po prostu powiedz, kto to był, muszę to wiedzieć. Mam wątpliwości, które muszę rozwiać. Coco, czy to był mój ojciec?
- Twój ojciec?! Przecież go nie zam. Jak to mógł być twój ojciec? Jestem przecież wytworem twojej wyobraźni, zapomniałeś już o tym?
- Chcę wiedzieć, czy to był mój ojciec, tak to trudno zrozumieć!? Mam wątpliwości czy aby na pewno jesteś Coco, czy może masz inaczej na imię. No na przykład Amelia?! Mam rację, tak? Przez te wszystkie lata byłaś nieobecna a teraz się pojawiasz i udajesz jakąś dziewczynkę. Nie spodziewałem się tego po Tobie.
- Draco, o czym Ty mówisz?! Jaka Amelia?! Jestem Coco, pamiętasz? Jesteś inny, przez to twoje zadanie, jesteś arogancki i inny niż zawsze. Nie będę z tobą rozmawiać w gniewie. Uspokój się najpierw, Draco.
-Świetnie, to może od razu przestańmy się do siebie odzywać. Po co w ogóle zacząłem się zadawać z tobą, mam cały czas mętlik w głowie. Idę stąd. Bywaj – odwróciłem się i wróciłem do siebie. A w realu obudziłem się z krzykiem, cały mokry, jakby śnił mi się koszmar. Nade mną stała rudowłosa Gryfonka. Ponoć próbowała mnie rozbudzić przez pół godziny. Podziękowałem za nic i wyszedłem z lochów, bo kara się skończyła.