Rozdział VI
Wtedy Amelia
wstała, ja także. Chwyciła mnie za rękę, którą wcześniej mi wyleczyła i
zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli moi rodzice i Bellatrix. Kiedy nas
zobaczyli, byli w szoku. Ojciec od razu poznał Ami, matka trochę później. Chcieli zacząć
krzyczeć, że „co ona tu robi?! Ta wieśniaczka z Tobą!?”. Siostra matki się bardzo zdenerwowała i chciała rzucić zaklęcie na Ami, ale ona była szybsza. Bez użycia
różdżki rozbroiła świruskę i w jednej sekundzie znaleźliśmy się na leśnej
polanie. Trójka śmierciożerców przeciwko naszej dwójce, a raczej Ami, niezbyt wyrównana walka. Odsunęła
mnie od siebie i kazała stanąć za nią.
- Nie pozwolę ci walczyć
przeciwko własnej rodzinie, to niegodne zachowanie dla czarodzieja.
- Jak śmiesz nas wyzywać na
pojedynek?! – odezwała się Bellatrix – Draco w tej chwili przyjść do mnie!
- Draco nie jest waszą
marionetką. Może robić co chce.
- Ty bachorze, jak śmiesz
podnosić na nas różdżkę. – Bell chciała rzucić
na Ami zaklęcie Cruciatus, chciałem ją powstrzymać, ale Amelia wyciągnęła rękę
do przodu i poruszyła tylko palcem, a Bellatrix nie dość, że stanęła jak posąg
to jej różdżka została połamana. Moja matka też chciała użyć klątwę w naszą
stronę, ale jedno spojrzenie Ami w ich stronę pozbawiło moich rodziców chęci do
dalszej walki.
- Dla jasności, nie bawię się
machaniem kijkiem. – z Ami zaczęła emitować czarna energia, po raz drugi coś
takiego zobaczyłem. Pierwszy raz jak Coco krzyczała na mnie w ogrodzie. Na jej ręce
pojawił się znak, wypowiedziała coś po łacinie i wtedy pojawił się olbrzymi
wilk. - Wolę czystą magię i moc.
- Po co mnie wzywasz?
- On gada? – zdziwił się mój
ojciec i ja również.
- Oczywiście ofermo. Jestem
demonem i zniszczę każdego, kto spróbuje tknąć tę dziewczynę. – spojrzałem na
Ami.
- Spokojnie, Kira jest po mojej
stronie. Wygląda na groźnego, ale tam w środku to miły zwierzak jest.
- Ami przeginasz. Gadaj po co
mnie wezwałaś.
- Chciałam im pokazać z kim mają
nie zadzierać. – spojrzała teraz na moich starych – Co, zatkało? Czarodzieje z
biedniejszych rodzin często są silniejsi od rodzin waszego pokroju. Dzięki moc
Kiry, którą dysponuję, mogę zniszczyć wszystkich tych, którzy nie cierpią osób
takich jak ja.
- Ami, czy ty przypadkiem...?
- Spokojnie, Draco. Kira jest
moim przyjacielem. Nie jestem opętana ani nic z tych rzeczy. Zawarliśmy pakt
przyjaźni, dzięki któremu mogę w każdej chwili korzystać z jego mocy.
- Ej dziewczę, może się przyłączysz
do czarnego pana, co? Jesteś silna, taka jak ty nam się przyda. – powiedziała
Bellatrix. Ojciec upierał się z nią, że takich jak Amelia nie potrzebują.
- Ami.. – zawołałem ją, Kira już
zniknął i matka mnie wołała do siebie.
- Draco, chodź tu. W tej chwili
tu podejdź!
- … - spojrzałem na Ami, ona
odpowiedziała z uśmiechem – To twój wybór, nie będę Cię zmuszać do niczego.
- Rozumiem – stałem chwilę w
milczeniu, aż w końcu zdecydowałem – Dziękuję, że znowu Cię zobaczyłem.
Zrobiłem krok do przodu,
popatrzyłem na rodziców i ciotkę.
- Wiem, że to się nie spodoba
nikomu z was, ale.. – wytrąciłem im „kijki” z rąk, odwróciłem się w stronę Ami,
przyciągnąłem ją do siebie i na ich oczach pocałowałem, po czym dodałem.
- Rezygnuję z bycia
śmierciożercą, zmieniam swoje dotychczasowe poglądy. I czy to wam się podoba
czy nie, macie zaakceptować Amelię jako moją przyjaciółkę i dziewczynę.
Ami była mile
zaskoczona, nie spodziewała się tego po mnie. Przytuliła się do mnie. Ojciec
wrzeszczał, że się nie zgadza z moją decyzją.
- W takim razie odsunę się od
rodziny i zrezygnuję z dziedzictwa Malfoy’ów.
- Nie możesz!
- Założymy się? – zabrałem Ami
daleko od nich, zamknęliśmy się w moim pokoju na resztę dnia. Rodzina musiała
się pogodzić z moim wyborem, bo ja zdania nie zmienię. W końcu po tylu latach
odzyskałem moją Emalię. Nie pozwolę jej znowu odejść, nie po tym jak się w niej
zakochałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz