Hejka, oto kolejny rozdział :)
Rozdział IV
Od tego
incydentu minął miesiąc. Przez cały ten czas w snach spędzałem czas z Coco,
opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszej przeszłości i o problemach. Przy niej
mogłem być sobą, zwierzałem jej się ze wszystkiego, uważnie mnie słuchała a
później starała się pocieszyć albo coś doradzić. Jak na swój wiek wiedziała
dużo o życiu. Pewnego dnia odważyłem się powiedzieć Coco o moim zadaniu.
Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami, co robię, co kazano mi zrobić, jakie
mam obawy. Dlaczego jestem wybrany do tego zadania, i tak dalej. W głębi serca
czułem, że jest za mała by to zrozumieć, ale starała się ze wszystkich sił
„przyjąć to na klatę”. Miałem w niej oparcie, była moim ostoją w trudnych
chwilach. Jedno jej zdanie sprawiło, że miałem więcej siły by walczyć, a
brzmiało ono tak:
- „ Z chęcią bym Ci w tym
pomogła, niestety jestem wytworem twojej jaźni, i żyję w twoich snach”.
Jakimś cudem,
Coco stawała się być dla mnie kimś więcej, niż tylko postacią ze snów. Czułem
jakbym ją znał od dawna. Dzięki tej małej blondwłosej dziewczynce zrozumiałem
egzystencję świata, a także zacząłem patrzeć na ludzi z mniejszą pogardą. Przez
ten miesiąc wydarzyło się więcej absurdalnych rzeczy niż przez cały rok nauki w
Hogwarcie.
Nadchodził
czas egzaminów, podczas snów uczyłem się razem z Coco, która bardzo mi
pomagała. Testy pozdawałem na przyzwoitym poziomie, niestety gorzej było z
częścią praktyczną, przez co byłem dość nieokrzesany, atakowałem każdego, kto
stanął mi na drodze. Następnego dnia mieliśmy egzamin w plenerze. Profesor
Snape zabrał nas do zakazanego lasu. Mieliśmy znaleźć rzadkie rośliny,
oczywiście nie miałem najmniejszej ochoty tego robić, ale w końcu było to
zaliczenie przedmiotu. Trzeba było się skoncentrować. Niestety przeszkadzali w
tym Crabb i Goyle, którzy wszczęli bójkę z Granger i Weasley. Jakimś cudem
znalazłem się pośrodku zamieszania, przez co Snape mnie także ukarał. Kara była
surowa, dwójkę naszych i rudzielca skazał na ciężkie prace. Ja i szlama
mieliśmy spędzić kilka godzin w lochach, pełnych węży i pająków. Ja z nią? To
chyba jakieś żarty. Zabrano nam różdżki. Miałem z nią tam siedzieć do rana, na
szczęście w nocy spędzałem czas z Coco, więc może dzisiaj jakoś mi się upiecze.
Nie miałem zamiaru z nią gadać, ale jak zobaczyłem, że nawet w lochach chce
czytać, nie mogłem się powstrzymać.
- Ty na serio nie masz nic innego do roboty tylko
czytasz i czytasz – na to odparła.
- Wolę czytać niż myśleć, że miałoby mnie tu coś
zaatakować. – zażartowałem sobie czy po ciemku będzie czytać a ona nic nie
odpowiedziała, bo miałem racje. W wtedy mnie ruszyło i wyczarowałem światło.
- Skąd ją masz? Przecież nam zabrano.
- Zawsze mam zapasową poza tym coś mi chodziło po
nodze. A pająki boją się światła. – była zaskoczona – Nie tylko ty jesteś
wszechwiedząca, Granger.
- …
- Co?
- Nie nazwałeś mnie szlamą. Dlaczego?
- Monotonność jest nudna.
- Wiesz, Draco? Jakbyś nie był
taki egocentryczny, cyniczny i podobny do swego ojca byłbyś nawet do
wytrzymania. – zapytałem co to miało znaczyć a ona na to – Przez wpływ twoich
rodziców na Ciebie jesteś arogancki i nie dostrzegasz jak inni chcą się do Ciebie zbliżyć.
Pomyślałem w tym
momencie o Coco, jej jednej na to pozwoliłem. Granger kontynuowała:
- Patrzysz na
resztę z góry. Czy ty kiedykolwiek miałeś przyjaciół nie licząc tej dwójki co
za tobą wszędzie chodzi?
- Miałem…
- A to nowość.
- Ale jak rodzice
się o tym dowiedzieli, kazali jej się do mnie nie zbliżać, bo pochodziła z
biedniejszej rodziny niż moja.
Czekaj chwila,
skądś kojarzę tą historię.„Kiedy miałam 5 lat, moi rodzice popadli w długi,
zbankrutowali” Coco? Ale jakim cudem? „. Ktoś podał im pomocną dłoń ale zapłatą
za to byłam ja. Sprzedali mnie, własne dziecko. Ten człowiek okazał się bogatym
psychopatą i pijakiem”. Cholera, mój ojciec jest bogaty, trochę mu psycha tez
siadła. Nie, to niemożliwe. To nie może być ona, nawet niepodobna. Ale jeśli to
prawda, to dlaczego nic nie powiedziała.
- Idę spać. -
powiedziałem do Granger, odwróciłem się w drugą stronę i próbowałem zasnąć. Jak
na złość, było ciężko zmrużyć oko, po 15 minutach udało mi się zasnąć. Trochę
minęło zanim trafiłem do wyśnionego miejsca. Nie był to ani las, ani szkoła,
tylko… mój dom? Nie wiedziałem od czego zacząć, musiałem sobie przypomnieć
dzieciństwo. Ostatni raz kiedy ją widziałem, no tak był to ogród. Pobiegłem
czym prędzej do ogrodu różanego, jakimś trafem stała tam Coco.
- COCO!? -
krzyknąłem ale ona się nie odwróciła. Podszedłem do niej na odległość 2 metrów
i zatrzymałem się. Kucała przy krzewie, na którym jedna z róż zwiędła.
- Mimo iż te
kwiaty są piękne, to są podatne na zranienia i mrozy, prawda? - przytaknąłem – Szkoda
takiego piękna.
- Coco, musimy
pogadać. Mogłabyś mi jeszcze raz powiedzieć o tym, jak zamieszkałaś w lesie.
Proszę opowiedz to jeszcze raz, ale ze szczegółami. Pamiętasz kim był ten
człowiek, który pomógł twoim rodzicom „kupują” Cię?
- Nie pamiętam zbyt
dobrze, był wysoki i dobrze ubrany.
- Coco, szczegóły
proszę. To ważne. - opowiedziała to co potrafiła, a ja już byłem pewny kim ona
jest.
- Draco o co Ci
chodzi?! Byłam mała, nie pamiętam kto to był. Co się stało?
- Po prostu
powiedz, kto to był, muszę to wiedzieć. Mam wątpliwości, które muszę rozwiać.
Coco, czy to był mój ojciec?
- Twój ojciec?!
Przecież go nie zam. Jak to mógł być twój ojciec? Jestem przecież wytworem
twojej wyobraźni, zapomniałeś już o tym?
- Chcę wiedzieć,
czy to był mój ojciec, tak to trudno zrozumieć!? Mam wątpliwości czy aby na
pewno jesteś Coco, czy może masz inaczej na imię. No na przykład Amelia?! Mam
rację, tak? Przez te wszystkie lata byłaś nieobecna a teraz się pojawiasz i
udajesz jakąś dziewczynkę. Nie spodziewałem się tego po Tobie.
- Draco, o czym Ty mówisz?! Jaka
Amelia?! Jestem Coco, pamiętasz? Jesteś inny, przez to twoje zadanie, jesteś
arogancki i inny niż zawsze. Nie będę z tobą rozmawiać w gniewie. Uspokój się
najpierw, Draco.
-Świetnie, to może od razu
przestańmy się do siebie odzywać. Po co w ogóle zacząłem się zadawać z tobą,
mam cały czas mętlik w głowie. Idę stąd. Bywaj – odwróciłem się i wróciłem do
siebie. A w realu obudziłem się z krzykiem, cały mokry, jakby śnił mi się
koszmar. Nade mną stała rudowłosa Gryfonka. Ponoć próbowała mnie rozbudzić
przez pół godziny. Podziękowałem za nic i wyszedłem z lochów, bo kara się
skończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz