czwartek, 8 września 2016

Draco & Coco - część IV



Hejka, oto kolejny rozdział :)


Rozdział IV


Od tego incydentu minął miesiąc. Przez cały ten czas w snach spędzałem czas z Coco, opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszej przeszłości i o problemach. Przy niej mogłem być sobą, zwierzałem jej się ze wszystkiego, uważnie mnie słuchała a później starała się pocieszyć albo coś doradzić. Jak na swój wiek wiedziała dużo o życiu. Pewnego dnia odważyłem się powiedzieć Coco o moim zadaniu. Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami, co robię, co kazano mi zrobić, jakie mam obawy. Dlaczego jestem wybrany do tego zadania, i tak dalej. W głębi serca czułem, że jest za mała by to zrozumieć, ale starała się ze wszystkich sił „przyjąć to na klatę”. Miałem w niej oparcie, była moim ostoją w trudnych chwilach. Jedno jej zdanie sprawiło, że miałem więcej siły by walczyć, a brzmiało ono tak:
- „ Z chęcią bym Ci w tym pomogła, niestety jestem wytworem twojej jaźni, i żyję w twoich snach”.
Jakimś cudem, Coco stawała się być dla mnie kimś więcej, niż tylko postacią ze snów. Czułem jakbym ją znał od dawna. Dzięki tej małej blondwłosej dziewczynce zrozumiałem egzystencję świata, a także zacząłem patrzeć na ludzi z mniejszą pogardą. Przez ten miesiąc wydarzyło się więcej absurdalnych rzeczy niż przez cały rok nauki w Hogwarcie.
Nadchodził czas egzaminów, podczas snów uczyłem się razem z Coco, która bardzo mi pomagała. Testy pozdawałem na przyzwoitym poziomie, niestety gorzej było z częścią praktyczną, przez co byłem dość nieokrzesany, atakowałem każdego, kto stanął mi na drodze. Następnego dnia mieliśmy egzamin w plenerze. Profesor Snape zabrał nas do zakazanego lasu. Mieliśmy znaleźć rzadkie rośliny, oczywiście nie miałem najmniejszej ochoty tego robić, ale w końcu było to zaliczenie przedmiotu. Trzeba było się skoncentrować. Niestety przeszkadzali w tym Crabb i Goyle, którzy wszczęli bójkę z Granger i Weasley. Jakimś cudem znalazłem się pośrodku zamieszania, przez co Snape mnie także ukarał. Kara była surowa, dwójkę naszych i rudzielca skazał na ciężkie prace. Ja i szlama mieliśmy spędzić kilka godzin w lochach, pełnych węży i pająków. Ja z nią? To chyba jakieś żarty. Zabrano nam różdżki. Miałem z nią tam siedzieć do rana, na szczęście w nocy spędzałem czas z Coco, więc może dzisiaj jakoś mi się upiecze. Nie miałem zamiaru z nią gadać, ale jak zobaczyłem, że nawet w lochach chce czytać, nie mogłem się powstrzymać.
- Ty na serio nie masz nic innego do roboty tylko czytasz i czytasz – na to odparła.
- Wolę czytać niż myśleć, że miałoby mnie tu coś zaatakować. – zażartowałem sobie czy po ciemku będzie czytać a ona nic nie odpowiedziała, bo miałem racje. W wtedy mnie ruszyło i wyczarowałem światło.
- Skąd ją masz? Przecież nam zabrano.
- Zawsze mam zapasową poza tym coś mi chodziło po nodze. A pająki boją się światła. – była zaskoczona – Nie tylko ty jesteś wszechwiedząca, Granger.
- …
- Co?
- Nie nazwałeś mnie szlamą. Dlaczego?
- Monotonność jest nudna.
- Wiesz, Draco? Jakbyś nie był taki egocentryczny, cyniczny i podobny do swego ojca byłbyś nawet do wytrzymania. – zapytałem co to miało znaczyć a ona na to – Przez wpływ twoich rodziców na Ciebie jesteś arogancki i nie dostrzegasz jak inni chcą się do Ciebie zbliżyć.
Pomyślałem w tym momencie o Coco, jej jednej na to pozwoliłem. Granger kontynuowała:
- Patrzysz na resztę z góry. Czy ty kiedykolwiek miałeś przyjaciół nie licząc tej dwójki co za tobą wszędzie chodzi?
- Miałem…
- A to nowość.
- Ale jak rodzice się o tym dowiedzieli, kazali jej się do mnie nie zbliżać, bo pochodziła z biedniejszej rodziny niż moja.
Czekaj chwila, skądś kojarzę tą historię.„Kiedy miałam 5 lat, moi rodzice popadli w długi, zbankrutowali” Coco? Ale jakim cudem? „. Ktoś podał im pomocną dłoń ale zapłatą za to byłam ja. Sprzedali mnie, własne dziecko. Ten człowiek okazał się bogatym psychopatą i pijakiem”. Cholera, mój ojciec jest bogaty, trochę mu psycha tez siadła. Nie, to niemożliwe. To nie może być ona, nawet niepodobna. Ale jeśli to prawda, to dlaczego nic nie powiedziała.
- Idę spać. - powiedziałem do Granger, odwróciłem się w drugą stronę i próbowałem zasnąć. Jak na złość, było ciężko zmrużyć oko, po 15 minutach udało mi się zasnąć. Trochę minęło zanim trafiłem do wyśnionego miejsca. Nie był to ani las, ani szkoła, tylko… mój dom? Nie wiedziałem od czego zacząć, musiałem sobie przypomnieć dzieciństwo. Ostatni raz kiedy ją widziałem, no tak był to ogród. Pobiegłem czym prędzej do ogrodu różanego, jakimś trafem stała tam Coco.
- COCO!? - krzyknąłem ale ona się nie odwróciła. Podszedłem do niej na odległość 2 metrów i zatrzymałem się. Kucała przy krzewie, na którym jedna z róż zwiędła.
- Mimo iż te kwiaty są piękne, to są podatne na zranienia i mrozy, prawda? - przytaknąłem – Szkoda takiego piękna.
- Coco, musimy pogadać. Mogłabyś mi jeszcze raz powiedzieć o tym, jak zamieszkałaś w lesie. Proszę opowiedz to jeszcze raz, ale ze szczegółami. Pamiętasz kim był ten człowiek, który pomógł twoim rodzicom „kupują” Cię?
- Nie pamiętam zbyt dobrze, był wysoki i dobrze ubrany.
- Coco, szczegóły proszę. To ważne. - opowiedziała to co potrafiła, a ja już byłem pewny kim ona jest.
- Draco o co Ci chodzi?! Byłam mała, nie pamiętam kto to był. Co się stało?
- Po prostu powiedz, kto to był, muszę to wiedzieć. Mam wątpliwości, które muszę rozwiać. Coco, czy to był mój ojciec?
- Twój ojciec?! Przecież go nie zam. Jak to mógł być twój ojciec? Jestem przecież wytworem twojej wyobraźni, zapomniałeś już o tym?
- Chcę wiedzieć, czy to był mój ojciec, tak to trudno zrozumieć!? Mam wątpliwości czy aby na pewno jesteś Coco, czy może masz inaczej na imię. No na przykład Amelia?! Mam rację, tak? Przez te wszystkie lata byłaś nieobecna a teraz się pojawiasz i udajesz jakąś dziewczynkę. Nie spodziewałem się tego po Tobie.
- Draco, o czym Ty mówisz?! Jaka Amelia?! Jestem Coco, pamiętasz? Jesteś inny, przez to twoje zadanie, jesteś arogancki i inny niż zawsze. Nie będę z tobą rozmawiać w gniewie. Uspokój się najpierw, Draco.
-Świetnie, to może od razu przestańmy się do siebie odzywać. Po co w ogóle zacząłem się zadawać z tobą, mam cały czas mętlik w głowie. Idę stąd. Bywaj – odwróciłem się i wróciłem do siebie. A w realu obudziłem się z krzykiem, cały mokry, jakby śnił mi się koszmar. Nade mną stała rudowłosa Gryfonka. Ponoć próbowała mnie rozbudzić przez pół godziny. Podziękowałem za nic i wyszedłem z lochów, bo kara się skończyła.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz