Rozdział V
Nadszedł dzień
wypełnienia mojego zadania. Byłem na wieży astronomicznej i miałem zabić
dyrektora, jednak nie udało mi się. Profesor Snape zrobił to za mnie. W tamtej
chwili żałowałem, że jestem śmierciożercą. Razem z innymi uciekłem, po powrocie
do domu zamknąłem się w pokoju. Pogrążyłem się w żalu i nostalgii. Nikogo nie
chciałem widzieć. Wolałem zniknąć z tego świata. Gdyby Coco była tu, wiedziała
by jak mnie pocieszyć.
- Cholera! Po co
na nią wtedy nakrzyczałem?! – uderzyłem pięścią w ścianę. Zabolało, chyba złamałem
kości, nie mogłem ruszać dłonią.
- Mam za swoje, zasłużyłem na to.
- Na nic nie zasłużyłeś, Draco. –
usłyszałem znajomy głos, ale bardziej dojrzały. Podniosłem wzrok, stała przede
mną dziewczyna w moim wieku. Nie kojarzyłem jej z wyglądu, ale czułem, że jest
mi bliska. Wtedy spojrzałem na jej sukienkę, błękitna w białe kwiatki, ona
jednak była szatynką.
- Co..co?
- Powinieneś bardziej na
siebie bardziej uważać, wiesz? – delikatnie ujęła moją bolącą dłoń, by następnie owinąć
ją w jakiś szalik. Potem podniosła ją do góry i ucałowała, a ból zniknął od
razu.
- Nadal boli?
- … - patrzyłem na nią
zaskoczony. Przecież ona nie umiała czarować – Ale jak? Dlaczego? Przecież Ty..
- Nie umiem czarować? No tak nie
do końca. W twoich snach nie umiałam, to prawda. Musiałam się ukrywać, byś mnie
nie rozpoznał.
- ...? - o czym ona mówi.
- Pewnie mnie nie pamiętasz. Kto
by chciał pamiętać o brzydkiej dziewczynie z biednej rodziny, której nie było
stać nawet na nowe ubrania a co dopiero mówić o jedzeniu. Prawie mnie rozpoznałeś w
ogrodzie różanym...
- Pamiętam! Jak mógłbym zapomnieć
– rozpłakałem się – Amelia, to ty?
Przybliżyła się do mnie, otarła
mi łzy i przytuliła, po czym usiadła przy mnie dalej mnie uspakajając.
- Cieszę się, że mnie pamiętasz.
Ja nigdy Cię nie zapomniałam. Próbowałam się z tobą skontaktować, spotkać, ale
za każdym razem twoi rodzice mi przeszkadzali. Do szkoły też nie mogłam
chodzić, bo nie miałam pieniędzy. Uczyłam się w domu, do perfekcji nauczyłam
się przewidywać przyszłość. w wolnych chwilach pracowałam, pomagałam rodzicom,
zajmowałam się dziećmi innych ludzi mugoli. Pewnego dnia usłyszałam, że
dołączyłeś do śmierciożerców. Zaskoczyło mnie to, byłam na ciebie zła. Jednak
prof. Dumbledore zdradził mi, co planuje Czarny Pan.
- Dyrektor? – zapytałem ze
zdziwieniem.
- Jest znajomym mojej rodziny.
Pomógł mi, kiedy moi rodzice zachorowali. We wakacje pracowałam u profesora
Snape’a. W te ferie zimowe poprosiłam go by mnie nauczył zapomnianej
starodawnej techniki wchodzenia w podświadomość osób. Chciałam cię ostrzec
przed tym co miało nastąpić. Nawiedzałam Cię w twoich snach, jako takie
„sumienie” by Cię odmienić.
- Nie udało się.
- Wręcz przeciwnie, dzięki twojej
kłótni z Coco nie potrafiłeś się skupić na zadaniu i poległeś, o to mi właśnie
chodziło. Miałeś nie zabijać dyrektora Dumbledore'a, bo nie ty miałeś to
zrobić. Musiałam zniknąć na jakiś czas byś myślał bardziej nad Coco niż nad
zadaniem. Zamierzałam się znowu pojawić jako dziewczynka w twoich snach, ale
jak zobaczyłam Cię w tym stanie, musiałam się zjawić jako prawdziwa ja.
- Dziękuję ci.
- Nie masz za co. – trochę się
uspokoiłem przy niej. Usiadłem naprzeciw niej i dalej mi opowiadała, a raczej
wyjaśniała bo wszystko co mówiła mi jako Coco to była czysta prawda.
- Nie mogę uwierzyć, że mój
ojciec Was przekupił.
- Próbował, ale tata nie zatrzymał
tych pieniędzy.
- Dlaczego?
- Woleliśmy oddać je biedniejszym.
- Cała Emalia. – uśmiechnęła się
na to przezwisko. Cieszyłem się ze była znowu przy mnie. –Wiesz, że nie możesz
tu zostać. Mogą Ci coś zrobić, nie wybaczę sobie, jeśli coś Ci się stanie.
I jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że był udany :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz