poniedziałek, 12 września 2016

Draco & Coco - część V




Rozdział V




Nadszedł dzień wypełnienia mojego zadania. Byłem na wieży astronomicznej i miałem zabić dyrektora, jednak nie udało mi się. Profesor Snape zrobił to za mnie. W tamtej chwili żałowałem, że jestem śmierciożercą. Razem z innymi uciekłem, po powrocie do domu zamknąłem się w pokoju. Pogrążyłem się w żalu i nostalgii. Nikogo nie chciałem widzieć. Wolałem zniknąć z tego świata. Gdyby Coco była tu, wiedziała by jak mnie pocieszyć.
- Cholera! Po co na nią wtedy nakrzyczałem?! – uderzyłem pięścią w ścianę. Zabolało, chyba złamałem kości, nie mogłem ruszać dłonią.
- Mam za swoje, zasłużyłem na to.
- Na nic nie zasłużyłeś, Draco. – usłyszałem znajomy głos, ale bardziej dojrzały. Podniosłem wzrok, stała przede mną dziewczyna w moim wieku. Nie kojarzyłem jej z wyglądu, ale czułem, że jest mi bliska. Wtedy spojrzałem na jej sukienkę, błękitna w białe kwiatki, ona jednak była szatynką.
- Co..co?
- Powinieneś bardziej na siebie bardziej uważać, wiesz? – delikatnie ujęła moją bolącą dłoń, by następnie owinąć ją w jakiś szalik. Potem podniosła ją do góry i ucałowała, a ból zniknął od razu.
- Nadal boli?
- … - patrzyłem na nią zaskoczony. Przecież ona nie umiała czarować – Ale jak? Dlaczego? Przecież Ty..
- Nie umiem czarować? No tak nie do końca. W twoich snach nie umiałam, to prawda. Musiałam się ukrywać, byś mnie nie rozpoznał.
- ...? - o czym ona mówi.
- Pewnie mnie nie pamiętasz. Kto by chciał pamiętać o brzydkiej dziewczynie z biednej rodziny, której nie było stać nawet na nowe ubrania a co dopiero mówić o jedzeniu. Prawie mnie rozpoznałeś w ogrodzie różanym...
- Pamiętam! Jak mógłbym zapomnieć – rozpłakałem się – Amelia, to ty?
Przybliżyła się do mnie, otarła mi łzy i przytuliła, po czym usiadła przy mnie dalej mnie uspakajając.
- Cieszę się, że mnie pamiętasz. Ja nigdy Cię nie zapomniałam. Próbowałam się z tobą skontaktować, spotkać, ale za każdym razem twoi rodzice mi przeszkadzali. Do szkoły też nie mogłam chodzić, bo nie miałam pieniędzy. Uczyłam się w domu, do perfekcji nauczyłam się przewidywać przyszłość. w wolnych chwilach pracowałam, pomagałam rodzicom, zajmowałam się dziećmi innych ludzi mugoli. Pewnego dnia usłyszałam, że dołączyłeś do śmierciożerców. Zaskoczyło mnie to, byłam na ciebie zła. Jednak prof. Dumbledore zdradził mi, co planuje Czarny Pan.
- Dyrektor? – zapytałem ze zdziwieniem.
- Jest znajomym mojej rodziny. Pomógł mi, kiedy moi rodzice zachorowali. We wakacje pracowałam u profesora Snape’a. W te ferie zimowe poprosiłam go by mnie nauczył zapomnianej starodawnej techniki wchodzenia w podświadomość osób. Chciałam cię ostrzec przed tym co miało nastąpić. Nawiedzałam Cię w twoich snach, jako takie „sumienie” by Cię odmienić.
- Nie udało się.
- Wręcz przeciwnie, dzięki twojej kłótni z Coco nie potrafiłeś się skupić na zadaniu i poległeś, o to mi właśnie chodziło. Miałeś nie zabijać dyrektora Dumbledore'a, bo nie ty miałeś to zrobić. Musiałam zniknąć na jakiś czas byś myślał bardziej nad Coco niż nad zadaniem. Zamierzałam się znowu pojawić jako dziewczynka w twoich snach, ale jak zobaczyłam Cię w tym stanie, musiałam się zjawić jako prawdziwa ja.
- Dziękuję ci.
- Nie masz za co. – trochę się uspokoiłem przy niej. Usiadłem naprzeciw niej i dalej mi opowiadała, a raczej wyjaśniała bo wszystko co mówiła mi jako Coco to była czysta prawda.
- Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec Was przekupił.
- Próbował, ale tata nie zatrzymał tych pieniędzy.
- Dlaczego?
- Woleliśmy oddać je biedniejszym.
- Cała Emalia. – uśmiechnęła się na to przezwisko. Cieszyłem się ze była znowu przy mnie. –Wiesz, że nie możesz tu zostać. Mogą Ci coś zrobić, nie wybaczę sobie, jeśli coś Ci się stanie.



I jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że był udany :)

Pozdrawiam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz