Rozdział VII
Po wielu namysłach Ami, nadal zostałem wśród śmierciożerców. Ale to co wymyśliła pewnego wakacyjnego dnia, zbiło mnie z nóg. Namówiła mnie na pewien szalony układ. Chciała bym przeszedł na stronę Pottera, tego którego nie znosiłem. Nie chciałem się na to zgodzić. Ale Ami przekonała mnie tym, iż widziała przyszłość, w której współpraca z nim da nam wolność i spokój na dalsze lata. Zgodziłem się i wybraliśmy się do domu nr 4 na Privet Drive w hrabstwie Surrey. Mina Pottera była bezcenna, kiedy zobaczył nas w progu, niechętnie wpuścił nas do środka. Przy herbacie Ami opowiedziała nam o swoim planie, mieliśmy potajemnie pracować z nim w celu eliminacji Czarnego Pana. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- To prawda, Potter. Będę Ci potajemnie donosił o poczynaniach sam wiesz kogo. A kiedy przyjdzie czas, razem z Amelią staniemy po twojej stronie.
- Dlaczego nie dołączysz do nas od razu?
- Wtedy narażę swoją rodzinę i Ami na śmierć. Nie mogę ryzykować. A, Potter, najważniejsza rzecz. Nikomu nie mów o naszej umowie.
- Zgoda Malfoy. Tylko dlatego, że Amelia zapewniła mnie o przyszłości.
A więc plan się udał. Teraz wystarczy trzymać się blisko Czarnego Pana i powinno się udać.
Przez cały czas donosiłem Potterowi zamiary Voldemorta, musiałem być ostrożny. Na początku mieli wątpliwości, ponieważ zauważyli moją zmianę, ponieważ byłem bardziej poważniejszy. Kiedy dowiedzieli się o mojej potężnej dziewczynie, przestali być podejrzliwi, a wręcz przeciwnie – naśmiewali się ze mnie, że Ami jest silniejsza niż ja. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ Ami zasłużyła sobie na tą moc. Musiała wiele przejść by tyle osiągnąć, to nagroda za jej trud i wysiłek.Kiedy musiałem chodzić na zajęcia Carrow’ów i innych śmierciożerców, było trudno nawiązać kontakt z Gryfonem, dlatego robiła to albo Ami, albo Kira. Polubiłem tego Wilka, fakt jest demonem, ale to nie zmienia faktu, iż jest mądry i chętny do rozmów. Pomagał nam cały czas, chociaż nie musiał.
Nastał dzień ostatecznej walki. Po tym jak Potter uratował mnie z palącego się pokoju życzeń, byłem mu dłużny. Pomagałem bronić zamku, a Ami z Kirą walczyła gdzieś na froncie. Voldemort ze sługami, moimi rodzicami, Hagridem i „umarłym” Potterem przybyli na zamek. Młoda Weasley krzyczała, że jej kochaś nie żyje. Ami z Kirą wrócili z pola bitwy, podbiegła do mnie.
- Dzięki Bogu, jesteś cały.
W między czasie trwa monolog Czarnego Pana, a ojciec zaczął mnie wołać. Potem matka. Cóż, jej wolę się nie przeciwstawiać. Jest surowsza od ojca, jeśli chodzi o wychowanie dziecka. Pocałowałem Ami w policzek i szepnąłem jej do ucha.
- Teraz działamy według planu.
Podszedłem do Czarnego Pana, on mnie przywitał dziwnym uściskiem, potem podszedłem do matki. Za mną wyskoczył Neville Longbottom, przedstawił swój monolog, po czym wyciągnął miecz Gryfona. Potter się ocknął. Wszyscy zaczęli uciekać, nawet niektórzy śmierciożercy. Kazałem moim rodzicom się gdzieś schować, a ja zostałem na polu walki i walczyłem u boku Pottera i Ami.
Po godzinie walk był spokój, ci co przeżyli pomagali w szukaniu poległych. Zginął Lupin ze swoją żoną a moją krewną. Poległ też Goyle, brat rudzielca i wiele innych. Potter w między czasie opowiedział Granger i Weasley o naszym tajnym planie, a ja szukałem Amelii. Szukałem jej wszędzie, wtedy wpadłem na pewną myśl.
- Potter – zawołałem go.
- Dzięki za pomoc.
- To teraz nieistotne. Wiesz, gdzie jest profesor Snape? – odpowiedział, że we Wrzeszczącej Chacie. Teleportowałem się tam. Wszedłem do środka, a tam Ami płakała nad ciałem profesora Snape’a. Kira siedział obok, podszedłem do niej, ukucnąłem przy niej i mocno przytuliłem i pocieszałem. Nie wiedziałem, co Ami w tej chwili powiedzieć, dlatego też tuliłem ją tak długo, aż się nie uspokoiła. Sam zacząłem płakać, w końcu to był opiekun Ślizgonów i najlepszy nauczyciel w szkole. Kiedy nadszedł czas, wróciliśmy do zamku. Musiałem przytrzymywać Amelię, by nie upadła, ponieważ była tak wstrząśnięta śmiercią Snape’a, że sama by nie ustała na nogach. Zaprowadziłem ją do głównej Sali, gdzie usiadła, podałem potem jej kubek z ciepłą herbatą. Usiadłem obok niej, a wtedy podeszli do nas Gryfoni.
- Dziękuję za pomoc, dziękuję Wam obojgu.
- Nie spodziewałam się, że to zrobisz. – dodała Granger, na co ja odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Każdy się może zmienić, ale nie każdy tego chce.
- Ale Ty wybrałeś to lepsze rozwiązanie. – odparła Ami.
- Bo mam Ciebie, Emalio.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz