czwartek, 29 grudnia 2016

Hogwart vs. Merlin - rozdział I



Witam Was serdecznie, oto moje kolejne opowiadanie. Zaczęłam je pisać już we wakacje, ale nadal jest edytowane.

Życzę miłej lektury :)




Rozdział I 


            W gabinecie miała zacząć się istne wyciąganie informacji z dyrektora przez pewną uczennicę, która na swój wiek była dość wredna i nieustępliwa. Młoda dziewczyna o długich czarnych włosach uczęszczała do Polskiej Szkoły Magii im. Merlina. Emilia Emy Cavallone była dumną posiadaczką magii i korzystała z niej odpowiedzialnie. Polska szkoła nie tylko kształci czarodziejów i ich magię, ale także dąży do tego, by spełniali oni swoje marzenia. Ta szkoła jest o wiele lepsza pod wieloma względami od słynnego Hogwartu.
- Dlaczego nie mogę tego robić?! Wie pan, że to dla mnie ważne – powiedziała młoda dziewczyna, kiedy przekroczyła próg gabinetu dyrektora
- Nie możesz tego zrobić, bo już wysłałem zgłoszenie z twoją pracą od razu, jak się dowiedziałem o tym konkursie. Mimo że jesteś czarodziejem, to nie używasz mocy, kiedy chodzi o twój talent
- Zna mnie pan. Nie lubię oszukiwać. Ale nie rozumiem dlaczego tu jestem. Skoro pan już wysłał moje zgłoszenie to musi być coś jeszcze.
- Dokładnie. Dostałem dzisiaj list ze szkoły magii w Hogwarcie – zaczął dyrektor polskiej szkoły magii – organizują spotkanie integracyjne dla szkół z Europy, wybrałem pięciu uczniów, którzy pojadą tam razem ze mną. Jesteś to ty, Max, Ola, Zuza i Tom. Najlepsza piątka uczniów, macie się tam godnie zachowywać. I pokazać im jak jest u nas wyśmienicie
- Czyli nie możemy pić, palić i chochlik wie co jeszcze. A co z śpiewaniem i tańczeniem?
- No właśnie, musicie coś wymyślić co nas wyróżni i nas zapamiętają na długo. Zróbcie mały pokaz mocy, może taniec na wodzie lub występ muzyczny. – wymieniał dyrektor.
- Spokojna głowa, ja już się tym zajmę. – wyszła zostawiając dyrektora w jego gabinecie. – ale coś mi się zdaje, że pan nie powiedział wszystkiego. Nie będzie to tylko zwykłe spotkanie, mam rację? Czy to ma związek z starym piernikiem?
- Nie bezpośrednio. Ma w swoich szeregach pewną rodzinę, dokładnie chodzi o Malfoy’ów. Obiecałem Severusowi, że się nimi zajmę. Ale tu nie chodzi o zwykłe bezpieczeństwo, trzeba zlikwidować ich klątwę i namiar a potem gdzieś ukryć by żyli w spokoju.
- Coś wymyślę, ale to nie będzie łatwe. Tylko niech pan o tym nikomu nie mówi.Dowiedzą się w swoim czasie – dodała Emy, po czym wyszła z gabinetu dyrektora. Skierowała się do swojego gabinetu by przemyśleć całą tą sytuację. Tak, jej gabinetu, ponieważ Emy pełniła funkcję Prefekta Naczelnego. Miała ona złe przeczucia odnośnie tego wyjazdu, szczególnie że to w tamtej szkole najwięcej złego się działo. Oni byli na uboczu tej maskarady, dzięki nałożonym tarczą, są prawie nie do wykrycia. Dodatkowo mają oni swoich silnych sprzymierzeńców, którzy im pomagają.

           Od tamtej rozmowy minął tydzień, cała piątka zrobiła tylko jedną próbę dzień przed wyjazdem. Teraz czekali na odjazd pociągu z Londynu, który zawiezie ich prosto do Hogwartu. Dzielili przedział z domem węża. Siedział razem z nimi dyrektor, razem prowadzili ciekawe dyskusje, śmiali się. W międzyczasie zaglądali do nich różni nauczyciele i uczniowie.
- Emy, co tam skrobiesz? – Max zabrał jej szkicownik a jego mina mówiła sama za siebie – Masz talent, kobieto! Dlaczego go ukrywasz? Przewyższasz samego Picasso’a i Michała Anioła. 
- Przestań, bo się zarumienię..
- Serio?
- Nie – zaśmiała się i dalej mogła rysować, aż tu nagle przyleciała jakaś sowa i wylądowała na kolanach brunetki. Zabrała od zwierza kopertę, otworzyła i zaczęła czytać.

Ten papier jest zaczarowany. Nie musimy wysyłać co chwilę sowy, zamęczy się biedaczka. Skąd jesteś, bo na pewno nie z Hogwartu? takich piękności w tym nudnym zamku nie ma”

Emilia niechętnie odpowiedziała nieznajomemu na list.

„ Hmm czyli ta sowa może ze mną zostać? fajnie, zawsze chciałam taką mieć ;p ale wracając do sedna - czyżbym była obiektem westchnień cholernego i napalonego brzydala o trollowej cerze? ”

Po sekundzie otrzymała kolejną wiadomość.

„O trolowej cerze!? Poczułem się urażony. Taka ostrość ci nie pasuje, złotko. Jestem w tym samym przedziale co ty, więc masz zaciśnięty krąg adoratorów, bo tu nie ma takich ludzi. Zatrzymaj ten pergamin, może się jeszcze przyda jakbyś chciała się ze mną skontaktować” 

Nie odpisała już na to, nie chciała marnować czasu na jakiegoś idiotę. Skończyła rysować, po czym odezwał się do niej głośno Tom.
- Ziemia do Emy!? Głucha jesteś???
- Przecież słyszę, pacanie!? – wrzasnęła i spojrzała na niego swoimi czerwonymi tęczówkami – Co jest? Już jesteśmy na miejscu?
- Niestety nie. Zuza z Olą nam gdzieś zwiały, nie ma ich od dwóch godzin. Mamy iść ich szukać. – spakowała szkicownik do torby, tak samo zrobiła z pergaminem. Wstała i ruszyła przed siebie, a szatyn za nią. Przeszli się po wszystkich przedziałach, nigdzie ich nie było. Potem wracając podeszli do drugiej części ich przedziału. Mimo że mieli szukać dziewczyn, całkiem dobrze się bawili. Tom był niemożliwy, zawsze udawało mu się rozśmieszyć brunetkę. Przechodząc obok swojego miejsca zabrała kurtkę ze sobą i ją ubrała a rękawy podciągnęła do łokci.
             Otworzyli przedział, dumnie wkroczyli do środka i od razu wrzuciła im się znajoma czerwona czupryna siedziała przy stoliku i grała z jakimiś chłopakami w szachy, a druga jej kibicowała. Spokojnie do nich podeszli, a oczy gapiów się skupiły tylko na nich.
- No i znalazły się nasze zguby. – dodał Tom – mogliśmy od razu tu przyjść, a nie po całym pociągu latać
- Ale przynajmniej był ubaw – skomentowała Emilia
- Nasze aniołki stróże się pojawiły– odparła kruczowłosa
- Czy ja ci wyglądam na aniołka?! – zaśmiała się brunetka – Kto wygrywa? – zapytała, po czym usiadła obok Ognistej
- No z twoimi “tatuażami” nie dostałabyś się tam na staż. Zuzka wygrywa a kto inny!
- Szach i mat – powiedziała w końcu Zuza – Emy, co wy tu robicie?
- Wpadłaś w wir wygranej, chłopaki się zamartwiały więc musiałam przyjść Cię poszukać, bo oni nic sami nie umieją zrobić – poczuła na sobie czyjś wzrok. Nie odwracała się, bo po co. Lubiła jak ją faceci rozbierali wzrokiem, czuła wtedy satysfakcję. Niestety teraz przykuła uwagę jakieś perfidnie brzydkiej brunetki, która stanęła obok nich
- Skoro już skończyliście, możecie opuścić nasz przedział!? Nie tolerujemy towarzystwa ludzi gorszych od nas!!!
- Oho, odezwała się wielka paniusia. – wtrąciła się Ognista – chyba się w lustrze nie widziała
- Widziała, ale potłukło się od nadmiaru tej brzydoty i tony betony na jej pysku – cały przedział wypełni się głośnym śmiechem, a ofiara tych żartów zrobiła się cała czerwona. – chodźmy bo od tej gorączki wybuchającej z niej jeszcze będziemy ofiarami potopu. O patrzcie, już z niej cieknie gips
Opuścili ich by wrócić na swoje miejsca, w końcu jeszcze mieli 1,5 godziny drogi do celu. Emilia od niechcenia sięgnęła do torby po tajemniczy pergamin, o dziwo była na nim nowa wiadomość:

„Brawo, nikt jej jeszcze tak nie dopiekł. Jestem pod wrażeniem. Och chyba się zdradziłem, teraz wiesz, że jestem Ślizgonem.”

Odpisała jednym słowem „ dziękuję” a pozostałą drogę, zajęła się czytaniem książki.

wtorek, 13 grudnia 2016

Informacja nr 1




Witajcie :)

Dokładnie za 11 dni będą święta! Jak ten czas szybko leci.. Niedawno były przecież wakacje.
Przychodzę do Was z pewną wiadomością, otóż pod koniec tego czasu na blogu pojawi się niespodzianka ;) Jaka? Na razie nie zdradzę, ale to coś wyjątkowego ^^


P.S. Ubierajcie się ciepło, zaczynają się przymrozki :)

środa, 26 października 2016

Draco & Coco - część VIII + Zakończenie




Rozdział VIII



Następnego dnia, odbyły się pogrzeby poległych czarodziejów w walce. Nastrój był przepełniony smutkiem i żalem. Zjawili się wszyscy uczniowie wraz z rodzinami. Nawet Kira zaszczycił nas swą obecnością. Pomagał w pochówku profesora Snape’a. Dzięki jego mocy z nieba spadł deszcz kwiatów. Były wśród nich lilie, hortensje, róże i wiele innych odmian. Mimo że to było pożegnanie zmarłych, było dość miło. Amelia zajęła się mową pożegnalną, ja zaś stałem z boku i czekałem na nią aż skończy. Wszystkie uroczystości pogrzebowe skończyły się po sześciu godzinach, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Chwilę dłużej została rodzina Weasley’ów, Potter z Granger i nasza trójka.
Kiedy się rozeszliśmy, zabrałem Ami na obiad do świata mugoli do jednej z najlepszych restauracji. Chciałem zająć czymś jej myśli, by nie trudziła się dalej smutkiem. Nie zamierzałem jej tak zostawić, była moją przyjaciółką od małego, podczas jej nieobecności nigdy o niej nie zapomniałem. Teraz, kiedy ją odzyskałem nie pozwolę, by czuła się w jakikolwiek sposób smutna. Postaram się by na jej twarzy codziennie gościł uśmiech.


Zakończenie



 

Ukończyłem naukę w szkole. Ami zamieszkała wtedy razem ze mną w dworze Malfoy’ów. Chciała też sprowadzić rodziców, jednak się nie zgodzili, dlatego Amelia pomagała im w inny sposób. Raz na miesiąc wysłała im część pieniędzy, które zarobiła pracując jako nastoletnia pracownica w Ministerstwie Magii. Minęło już dziesięć lat od tych felernych wydarzeń w Hogwarcie, ale także dziesięć lat, które spędziłem z moją Emalią. Jesteśmy już cztery lata po ślubie i mamy dwuletniego synka, Marcusa. Chcę go wychować na lepszego człowieka, którym ja nigdy nie byłem. Od zakończenia szkoły żyję w tolerancji dla mugolaków i charłaków. Oczywiście nie można zapomnieć o Wilku. Kira mieszka z nami, jako zwierzak. Przyjął formę naturalnego wilka o czarnej maści. Mimo swoich demonicznych korzeni, pomaga Ami w pracy i często bawi się z małym Marcusem.
             Ja także zdobyłem posadę w Ministerstwie Magii, natomiast w ramach hobby zajmuję się alchemią i eliksirami, ponieważ w szkole byłem w tym dobry. No i chciałbym zachować jakieś wspomnienia związane z profesorem Snape’em. Razem z Ami zdecydowaliśmy się powiększyć naszą rodzinkę, a w przyszłości wyślemy nasze dzieci do szkoły w Hogwarcie.



I tak oto to opowiadanie dobiegło końca. Mam nadzieję, że Wam się podobało. :)

poniedziałek, 17 października 2016

Draco & Coco - część VII





Rozdział VII


Po wielu namysłach Ami, nadal zostałem wśród śmierciożerców. Ale to co wymyśliła pewnego wakacyjnego dnia, zbiło mnie z nóg. Namówiła mnie na pewien szalony układ. Chciała bym przeszedł na stronę Pottera, tego którego nie znosiłem. Nie chciałem się na to zgodzić. Ale Ami przekonała mnie tym, iż widziała przyszłość, w której współpraca z nim da nam wolność i spokój na dalsze lata. Zgodziłem się i wybraliśmy się do domu nr 4 na Privet Drive w hrabstwie Surrey. Mina Pottera była bezcenna, kiedy zobaczył nas w progu, niechętnie wpuścił nas do środka. Przy herbacie Ami opowiedziała nam o swoim planie, mieliśmy potajemnie pracować z nim w celu eliminacji Czarnego Pana. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- To prawda, Potter. Będę Ci potajemnie donosił o poczynaniach sam wiesz kogo. A kiedy przyjdzie czas, razem z Amelią staniemy po twojej stronie.
- Dlaczego nie dołączysz do nas od razu?
- Wtedy narażę swoją rodzinę i Ami na śmierć. Nie mogę ryzykować. A, Potter, najważniejsza rzecz. Nikomu nie mów o naszej umowie.
- Zgoda Malfoy. Tylko dlatego, że Amelia zapewniła mnie o przyszłości.
A więc plan się udał. Teraz wystarczy trzymać się blisko Czarnego Pana i powinno się udać.

Przez cały czas donosiłem Potterowi zamiary Voldemorta, musiałem być ostrożny. Na początku mieli wątpliwości, ponieważ zauważyli moją zmianę, ponieważ byłem bardziej poważniejszy. Kiedy dowiedzieli się o mojej potężnej dziewczynie, przestali być podejrzliwi, a wręcz przeciwnie – naśmiewali się ze mnie, że Ami jest silniejsza niż ja. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ Ami zasłużyła sobie na tą moc. Musiała wiele przejść by tyle osiągnąć, to nagroda za jej trud i wysiłek.Kiedy musiałem chodzić na zajęcia Carrow’ów i innych śmierciożerców, było trudno nawiązać kontakt z Gryfonem, dlatego robiła to albo Ami, albo Kira. Polubiłem tego Wilka, fakt jest demonem, ale to nie zmienia faktu, iż jest mądry i chętny do rozmów. Pomagał nam cały czas, chociaż nie musiał.

Nastał dzień ostatecznej walki. Po tym jak Potter uratował mnie z palącego się pokoju życzeń, byłem mu dłużny. Pomagałem bronić zamku, a Ami z Kirą walczyła gdzieś na froncie. Voldemort ze sługami, moimi rodzicami, Hagridem i „umarłym” Potterem przybyli na zamek. Młoda Weasley krzyczała, że jej kochaś nie żyje. Ami z Kirą wrócili z pola bitwy, podbiegła do mnie.
- Dzięki Bogu, jesteś cały.
W między czasie trwa monolog Czarnego Pana, a ojciec zaczął mnie wołać. Potem matka. Cóż, jej wolę się nie przeciwstawiać. Jest surowsza od ojca, jeśli chodzi o wychowanie dziecka. Pocałowałem Ami w policzek i szepnąłem jej do ucha.
- Teraz działamy według planu.
Podszedłem do Czarnego Pana, on mnie przywitał dziwnym uściskiem, potem podszedłem do matki. Za mną wyskoczył Neville Longbottom, przedstawił swój monolog, po czym wyciągnął miecz Gryfona. Potter się ocknął. Wszyscy zaczęli uciekać, nawet niektórzy śmierciożercy. Kazałem moim rodzicom się gdzieś schować, a ja zostałem na polu walki i walczyłem u boku Pottera i Ami.
Po godzinie walk był spokój, ci co przeżyli pomagali w szukaniu poległych. Zginął Lupin ze swoją żoną a moją krewną. Poległ też Goyle, brat rudzielca i wiele innych. Potter w między czasie opowiedział Granger i Weasley o naszym tajnym planie, a ja szukałem Amelii. Szukałem jej wszędzie, wtedy wpadłem na pewną myśl.
- Potter – zawołałem go.
- Dzięki za pomoc.
- To teraz nieistotne. Wiesz, gdzie jest profesor Snape? – odpowiedział, że we Wrzeszczącej Chacie. Teleportowałem się tam. Wszedłem do środka, a tam Ami płakała nad ciałem profesora Snape’a. Kira siedział obok, podszedłem do niej, ukucnąłem przy niej i mocno przytuliłem i pocieszałem. Nie wiedziałem, co Ami w tej chwili powiedzieć, dlatego też tuliłem ją tak długo, aż się nie uspokoiła. Sam zacząłem płakać, w końcu to był opiekun Ślizgonów i najlepszy nauczyciel w szkole. Kiedy nadszedł czas, wróciliśmy do zamku. Musiałem przytrzymywać Amelię, by nie upadła, ponieważ była tak wstrząśnięta śmiercią Snape’a, że sama by nie ustała na nogach. Zaprowadziłem ją do głównej Sali, gdzie usiadła, podałem potem jej kubek z ciepłą herbatą. Usiadłem obok niej, a wtedy podeszli do nas Gryfoni.
- Dziękuję za pomoc, dziękuję Wam obojgu.
- Nie spodziewałam się, że to zrobisz. – dodała Granger, na co ja odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Każdy się może zmienić, ale nie każdy tego chce.
- Ale Ty wybrałeś to lepsze rozwiązanie. – odparła Ami.
- Bo mam Ciebie, Emalio.

czwartek, 22 września 2016

Draco & Coco - część VI




Rozdział VI



Wtedy Amelia wstała, ja także. Chwyciła mnie za rękę, którą wcześniej mi wyleczyła i zeszliśmy na dół, gdzie siedzieli moi rodzice i Bellatrix. Kiedy nas zobaczyli, byli w szoku. Ojciec od razu poznał Ami, matka trochę później. Chcieli zacząć krzyczeć, że „co ona tu robi?! Ta wieśniaczka z Tobą!?”. Siostra matki się bardzo zdenerwowała i chciała rzucić zaklęcie na Ami, ale ona była szybsza. Bez użycia różdżki rozbroiła świruskę i w jednej sekundzie znaleźliśmy się na leśnej polanie. Trójka śmierciożerców przeciwko naszej dwójce, a raczej Ami, niezbyt wyrównana walka. Odsunęła mnie od siebie i kazała stanąć za nią.
- Nie pozwolę ci walczyć przeciwko własnej rodzinie, to niegodne zachowanie dla czarodzieja.
- Jak śmiesz nas wyzywać na pojedynek?! – odezwała się Bellatrix – Draco w tej chwili przyjść do mnie!
- Draco nie jest waszą marionetką. Może robić co chce.
- Ty bachorze, jak śmiesz podnosić na nas różdżkę. – Bell chciała rzucić na Ami zaklęcie Cruciatus, chciałem ją powstrzymać, ale Amelia wyciągnęła rękę do przodu i poruszyła tylko palcem, a Bellatrix nie dość, że stanęła jak posąg to jej różdżka została połamana. Moja matka też chciała użyć klątwę w naszą stronę, ale jedno spojrzenie Ami w ich stronę pozbawiło moich rodziców chęci do dalszej walki.
- Dla jasności, nie bawię się machaniem kijkiem. – z Ami zaczęła emitować czarna energia, po raz drugi coś takiego zobaczyłem. Pierwszy raz jak Coco krzyczała na mnie w ogrodzie. Na jej ręce pojawił się znak, wypowiedziała coś po łacinie i wtedy pojawił się olbrzymi wilk. - Wolę czystą magię i moc.
- Po co mnie wzywasz?
- On gada? – zdziwił się mój ojciec i ja również.
- Oczywiście ofermo. Jestem demonem i zniszczę każdego, kto spróbuje tknąć tę dziewczynę. – spojrzałem na Ami.
- Spokojnie, Kira jest po mojej stronie. Wygląda na groźnego, ale tam w środku to miły zwierzak jest.
- Ami przeginasz. Gadaj po co mnie wezwałaś.
- Chciałam im pokazać z kim mają nie zadzierać. – spojrzała teraz na moich starych – Co, zatkało? Czarodzieje z biedniejszych rodzin często są silniejsi od rodzin waszego pokroju. Dzięki moc Kiry, którą dysponuję, mogę zniszczyć wszystkich tych, którzy nie cierpią osób takich jak ja.
- Ami, czy ty przypadkiem...?
- Spokojnie, Draco. Kira jest moim przyjacielem. Nie jestem opętana ani nic z tych rzeczy. Zawarliśmy pakt przyjaźni, dzięki któremu mogę w każdej chwili korzystać z jego mocy.
- Ej dziewczę, może się przyłączysz do czarnego pana, co? Jesteś silna, taka jak ty nam się przyda. – powiedziała Bellatrix. Ojciec upierał się z nią, że takich jak Amelia nie potrzebują.
- Ami.. – zawołałem ją, Kira już zniknął i matka mnie wołała do siebie.
- Draco, chodź tu. W tej chwili tu podejdź!
- … - spojrzałem na Ami, ona odpowiedziała z uśmiechem – To twój wybór, nie będę Cię zmuszać do niczego.
- Rozumiem – stałem chwilę w milczeniu, aż w końcu zdecydowałem – Dziękuję, że znowu Cię zobaczyłem.
Zrobiłem krok do przodu, popatrzyłem na rodziców i ciotkę.
- Wiem, że to się nie spodoba nikomu z was, ale.. – wytrąciłem im „kijki” z rąk, odwróciłem się w stronę Ami, przyciągnąłem ją do siebie i na ich oczach pocałowałem, po czym dodałem.
- Rezygnuję z bycia śmierciożercą, zmieniam swoje dotychczasowe poglądy. I czy to wam się podoba czy nie, macie zaakceptować Amelię jako moją przyjaciółkę i dziewczynę.
Ami była mile zaskoczona, nie spodziewała się tego po mnie. Przytuliła się do mnie. Ojciec wrzeszczał, że się nie zgadza z moją decyzją.
- W takim razie odsunę się od rodziny i zrezygnuję z dziedzictwa Malfoy’ów.
- Nie możesz!
- Założymy się? – zabrałem Ami daleko od nich, zamknęliśmy się w moim pokoju na resztę dnia. Rodzina musiała się pogodzić z moim wyborem, bo ja zdania nie zmienię. W końcu po tylu latach odzyskałem moją Emalię. Nie pozwolę jej znowu odejść, nie po tym jak się w niej zakochałem. 

poniedziałek, 12 września 2016

Draco & Coco - część V




Rozdział V




Nadszedł dzień wypełnienia mojego zadania. Byłem na wieży astronomicznej i miałem zabić dyrektora, jednak nie udało mi się. Profesor Snape zrobił to za mnie. W tamtej chwili żałowałem, że jestem śmierciożercą. Razem z innymi uciekłem, po powrocie do domu zamknąłem się w pokoju. Pogrążyłem się w żalu i nostalgii. Nikogo nie chciałem widzieć. Wolałem zniknąć z tego świata. Gdyby Coco była tu, wiedziała by jak mnie pocieszyć.
- Cholera! Po co na nią wtedy nakrzyczałem?! – uderzyłem pięścią w ścianę. Zabolało, chyba złamałem kości, nie mogłem ruszać dłonią.
- Mam za swoje, zasłużyłem na to.
- Na nic nie zasłużyłeś, Draco. – usłyszałem znajomy głos, ale bardziej dojrzały. Podniosłem wzrok, stała przede mną dziewczyna w moim wieku. Nie kojarzyłem jej z wyglądu, ale czułem, że jest mi bliska. Wtedy spojrzałem na jej sukienkę, błękitna w białe kwiatki, ona jednak była szatynką.
- Co..co?
- Powinieneś bardziej na siebie bardziej uważać, wiesz? – delikatnie ujęła moją bolącą dłoń, by następnie owinąć ją w jakiś szalik. Potem podniosła ją do góry i ucałowała, a ból zniknął od razu.
- Nadal boli?
- … - patrzyłem na nią zaskoczony. Przecież ona nie umiała czarować – Ale jak? Dlaczego? Przecież Ty..
- Nie umiem czarować? No tak nie do końca. W twoich snach nie umiałam, to prawda. Musiałam się ukrywać, byś mnie nie rozpoznał.
- ...? - o czym ona mówi.
- Pewnie mnie nie pamiętasz. Kto by chciał pamiętać o brzydkiej dziewczynie z biednej rodziny, której nie było stać nawet na nowe ubrania a co dopiero mówić o jedzeniu. Prawie mnie rozpoznałeś w ogrodzie różanym...
- Pamiętam! Jak mógłbym zapomnieć – rozpłakałem się – Amelia, to ty?
Przybliżyła się do mnie, otarła mi łzy i przytuliła, po czym usiadła przy mnie dalej mnie uspakajając.
- Cieszę się, że mnie pamiętasz. Ja nigdy Cię nie zapomniałam. Próbowałam się z tobą skontaktować, spotkać, ale za każdym razem twoi rodzice mi przeszkadzali. Do szkoły też nie mogłam chodzić, bo nie miałam pieniędzy. Uczyłam się w domu, do perfekcji nauczyłam się przewidywać przyszłość. w wolnych chwilach pracowałam, pomagałam rodzicom, zajmowałam się dziećmi innych ludzi mugoli. Pewnego dnia usłyszałam, że dołączyłeś do śmierciożerców. Zaskoczyło mnie to, byłam na ciebie zła. Jednak prof. Dumbledore zdradził mi, co planuje Czarny Pan.
- Dyrektor? – zapytałem ze zdziwieniem.
- Jest znajomym mojej rodziny. Pomógł mi, kiedy moi rodzice zachorowali. We wakacje pracowałam u profesora Snape’a. W te ferie zimowe poprosiłam go by mnie nauczył zapomnianej starodawnej techniki wchodzenia w podświadomość osób. Chciałam cię ostrzec przed tym co miało nastąpić. Nawiedzałam Cię w twoich snach, jako takie „sumienie” by Cię odmienić.
- Nie udało się.
- Wręcz przeciwnie, dzięki twojej kłótni z Coco nie potrafiłeś się skupić na zadaniu i poległeś, o to mi właśnie chodziło. Miałeś nie zabijać dyrektora Dumbledore'a, bo nie ty miałeś to zrobić. Musiałam zniknąć na jakiś czas byś myślał bardziej nad Coco niż nad zadaniem. Zamierzałam się znowu pojawić jako dziewczynka w twoich snach, ale jak zobaczyłam Cię w tym stanie, musiałam się zjawić jako prawdziwa ja.
- Dziękuję ci.
- Nie masz za co. – trochę się uspokoiłem przy niej. Usiadłem naprzeciw niej i dalej mi opowiadała, a raczej wyjaśniała bo wszystko co mówiła mi jako Coco to była czysta prawda.
- Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec Was przekupił.
- Próbował, ale tata nie zatrzymał tych pieniędzy.
- Dlaczego?
- Woleliśmy oddać je biedniejszym.
- Cała Emalia. – uśmiechnęła się na to przezwisko. Cieszyłem się ze była znowu przy mnie. –Wiesz, że nie możesz tu zostać. Mogą Ci coś zrobić, nie wybaczę sobie, jeśli coś Ci się stanie.



I jak Wam minął weekend? Mam nadzieję, że był udany :)

Pozdrawiam :)


czwartek, 8 września 2016

Draco & Coco - część IV



Hejka, oto kolejny rozdział :)


Rozdział IV


Od tego incydentu minął miesiąc. Przez cały ten czas w snach spędzałem czas z Coco, opowiadaliśmy sobie nawzajem o naszej przeszłości i o problemach. Przy niej mogłem być sobą, zwierzałem jej się ze wszystkiego, uważnie mnie słuchała a później starała się pocieszyć albo coś doradzić. Jak na swój wiek wiedziała dużo o życiu. Pewnego dnia odważyłem się powiedzieć Coco o moim zadaniu. Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami, co robię, co kazano mi zrobić, jakie mam obawy. Dlaczego jestem wybrany do tego zadania, i tak dalej. W głębi serca czułem, że jest za mała by to zrozumieć, ale starała się ze wszystkich sił „przyjąć to na klatę”. Miałem w niej oparcie, była moim ostoją w trudnych chwilach. Jedno jej zdanie sprawiło, że miałem więcej siły by walczyć, a brzmiało ono tak:
- „ Z chęcią bym Ci w tym pomogła, niestety jestem wytworem twojej jaźni, i żyję w twoich snach”.
Jakimś cudem, Coco stawała się być dla mnie kimś więcej, niż tylko postacią ze snów. Czułem jakbym ją znał od dawna. Dzięki tej małej blondwłosej dziewczynce zrozumiałem egzystencję świata, a także zacząłem patrzeć na ludzi z mniejszą pogardą. Przez ten miesiąc wydarzyło się więcej absurdalnych rzeczy niż przez cały rok nauki w Hogwarcie.
Nadchodził czas egzaminów, podczas snów uczyłem się razem z Coco, która bardzo mi pomagała. Testy pozdawałem na przyzwoitym poziomie, niestety gorzej było z częścią praktyczną, przez co byłem dość nieokrzesany, atakowałem każdego, kto stanął mi na drodze. Następnego dnia mieliśmy egzamin w plenerze. Profesor Snape zabrał nas do zakazanego lasu. Mieliśmy znaleźć rzadkie rośliny, oczywiście nie miałem najmniejszej ochoty tego robić, ale w końcu było to zaliczenie przedmiotu. Trzeba było się skoncentrować. Niestety przeszkadzali w tym Crabb i Goyle, którzy wszczęli bójkę z Granger i Weasley. Jakimś cudem znalazłem się pośrodku zamieszania, przez co Snape mnie także ukarał. Kara była surowa, dwójkę naszych i rudzielca skazał na ciężkie prace. Ja i szlama mieliśmy spędzić kilka godzin w lochach, pełnych węży i pająków. Ja z nią? To chyba jakieś żarty. Zabrano nam różdżki. Miałem z nią tam siedzieć do rana, na szczęście w nocy spędzałem czas z Coco, więc może dzisiaj jakoś mi się upiecze. Nie miałem zamiaru z nią gadać, ale jak zobaczyłem, że nawet w lochach chce czytać, nie mogłem się powstrzymać.
- Ty na serio nie masz nic innego do roboty tylko czytasz i czytasz – na to odparła.
- Wolę czytać niż myśleć, że miałoby mnie tu coś zaatakować. – zażartowałem sobie czy po ciemku będzie czytać a ona nic nie odpowiedziała, bo miałem racje. W wtedy mnie ruszyło i wyczarowałem światło.
- Skąd ją masz? Przecież nam zabrano.
- Zawsze mam zapasową poza tym coś mi chodziło po nodze. A pająki boją się światła. – była zaskoczona – Nie tylko ty jesteś wszechwiedząca, Granger.
- …
- Co?
- Nie nazwałeś mnie szlamą. Dlaczego?
- Monotonność jest nudna.
- Wiesz, Draco? Jakbyś nie był taki egocentryczny, cyniczny i podobny do swego ojca byłbyś nawet do wytrzymania. – zapytałem co to miało znaczyć a ona na to – Przez wpływ twoich rodziców na Ciebie jesteś arogancki i nie dostrzegasz jak inni chcą się do Ciebie zbliżyć.
Pomyślałem w tym momencie o Coco, jej jednej na to pozwoliłem. Granger kontynuowała:
- Patrzysz na resztę z góry. Czy ty kiedykolwiek miałeś przyjaciół nie licząc tej dwójki co za tobą wszędzie chodzi?
- Miałem…
- A to nowość.
- Ale jak rodzice się o tym dowiedzieli, kazali jej się do mnie nie zbliżać, bo pochodziła z biedniejszej rodziny niż moja.
Czekaj chwila, skądś kojarzę tą historię.„Kiedy miałam 5 lat, moi rodzice popadli w długi, zbankrutowali” Coco? Ale jakim cudem? „. Ktoś podał im pomocną dłoń ale zapłatą za to byłam ja. Sprzedali mnie, własne dziecko. Ten człowiek okazał się bogatym psychopatą i pijakiem”. Cholera, mój ojciec jest bogaty, trochę mu psycha tez siadła. Nie, to niemożliwe. To nie może być ona, nawet niepodobna. Ale jeśli to prawda, to dlaczego nic nie powiedziała.
- Idę spać. - powiedziałem do Granger, odwróciłem się w drugą stronę i próbowałem zasnąć. Jak na złość, było ciężko zmrużyć oko, po 15 minutach udało mi się zasnąć. Trochę minęło zanim trafiłem do wyśnionego miejsca. Nie był to ani las, ani szkoła, tylko… mój dom? Nie wiedziałem od czego zacząć, musiałem sobie przypomnieć dzieciństwo. Ostatni raz kiedy ją widziałem, no tak był to ogród. Pobiegłem czym prędzej do ogrodu różanego, jakimś trafem stała tam Coco.
- COCO!? - krzyknąłem ale ona się nie odwróciła. Podszedłem do niej na odległość 2 metrów i zatrzymałem się. Kucała przy krzewie, na którym jedna z róż zwiędła.
- Mimo iż te kwiaty są piękne, to są podatne na zranienia i mrozy, prawda? - przytaknąłem – Szkoda takiego piękna.
- Coco, musimy pogadać. Mogłabyś mi jeszcze raz powiedzieć o tym, jak zamieszkałaś w lesie. Proszę opowiedz to jeszcze raz, ale ze szczegółami. Pamiętasz kim był ten człowiek, który pomógł twoim rodzicom „kupują” Cię?
- Nie pamiętam zbyt dobrze, był wysoki i dobrze ubrany.
- Coco, szczegóły proszę. To ważne. - opowiedziała to co potrafiła, a ja już byłem pewny kim ona jest.
- Draco o co Ci chodzi?! Byłam mała, nie pamiętam kto to był. Co się stało?
- Po prostu powiedz, kto to był, muszę to wiedzieć. Mam wątpliwości, które muszę rozwiać. Coco, czy to był mój ojciec?
- Twój ojciec?! Przecież go nie zam. Jak to mógł być twój ojciec? Jestem przecież wytworem twojej wyobraźni, zapomniałeś już o tym?
- Chcę wiedzieć, czy to był mój ojciec, tak to trudno zrozumieć!? Mam wątpliwości czy aby na pewno jesteś Coco, czy może masz inaczej na imię. No na przykład Amelia?! Mam rację, tak? Przez te wszystkie lata byłaś nieobecna a teraz się pojawiasz i udajesz jakąś dziewczynkę. Nie spodziewałem się tego po Tobie.
- Draco, o czym Ty mówisz?! Jaka Amelia?! Jestem Coco, pamiętasz? Jesteś inny, przez to twoje zadanie, jesteś arogancki i inny niż zawsze. Nie będę z tobą rozmawiać w gniewie. Uspokój się najpierw, Draco.
-Świetnie, to może od razu przestańmy się do siebie odzywać. Po co w ogóle zacząłem się zadawać z tobą, mam cały czas mętlik w głowie. Idę stąd. Bywaj – odwróciłem się i wróciłem do siebie. A w realu obudziłem się z krzykiem, cały mokry, jakby śnił mi się koszmar. Nade mną stała rudowłosa Gryfonka. Ponoć próbowała mnie rozbudzić przez pół godziny. Podziękowałem za nic i wyszedłem z lochów, bo kara się skończyła.